Drzeworyt płazowski, to nie tylko stare rytowane deski, to też historia o tym, jak twórczość zwykłego chłopa wpłynęła na sztukę ludową w Polsce.

W średniowieczu drzeworyt wykorzystywany był głównie jako matryca drukarska. Na drewniane klocki nanoszono rysunki, wycinano lub wydłubywano tło, a następnie przy ich pomocy robiono odbitki na papierze, w podobny sposób, jak robi się pieczątki. Z czasem pojawili się ludowi drzeworytnicy, którzy sami potrafili stworzyć taką matrycę i produkowali przede wszystkim święte obrazki, trudniąc się jednocześnie kramarstwem. Sprzedawali takie ryciny głównie na odpustach i jarmarkach.

Podobnie było w Płazowie, gdzie Maciej Kostrzycki i jego rodzina, od okolicy 1830 roku, zajmowali się produkcją drzeworytów z wizerunkami świętych oraz scenami biblijnymi. Żona Macieja, Ludwika, była kramarką i sprzedawała te ryciny w okolicy na odpustach i jarmarkach. Większe obrazy zdobiły wiejskie chaty, mniejsze miały za zadanie chronić dobytek. Obrazki ze świętym Mikołajem były wieszane w stajni nad drzwiami, by chronić zwierzęta. Można było je znaleźć też w stodole nad zasiekami, w skrzyniach posagowych i w innych miejscach. Drzeworyty można było też znaleźć w wiejskich kapliczkach, cerkwiach i kościołach.

Odbitki ze świętymi odbijane były zazwyczaj na tanim, gorszej jakości papierze. By poprawić ich jakość i wartość były one kolorowane. Obrazki takie były często narażone na różne destruktywne czynniki, takie jak dym, mróz, wilgoć, nieczystości owadzie, stąd szybko się niszczyły. Do tego, od połowy XIX wieku, zaczęły być wypierane przez nowe, masowe i tanie formy druku. W porównaniu z wyraźnymi oleodrukami, przypominającymi malowane obrazy, odbitki drzeworytu były prymitywne, przypominały bohomazy dziecka.

W 1899 roku, gdy zmarł syn Macieja, jego imiennik, tradycja produkcji drzeworytów w Płazowie zanikła. Wcześniej, bo w 1891 roku, nieużywane już klocki zostały przekazane do kolekcji Marii i Bronisława Dembowskich w Zakopanem. Uznali oni, że są to cenne zabytki kultury ludowej i warto je uratować. W 1899 roku do Zakopanego trafiły ostatnie znane klocki płazowskie. Udało się zebrać razem 13 tabliczek, z których część była rytowana dwustronnie, co razem dawało 22 drzeworyty. Znaleźć na nich można między innymi przedstawienia: św. Antoniego, św. Mikołaja, św. Kazimierza, św. Jerzego, sceny biblijne, Maryję, Chrystusa i jedną kołtrynę z motywem kwiatowym. W okolicy 1900 roku, Stanisław Witkiewicz wykonał odbitki z drzeworytów i rozsyłał je do etnografów, różnych redakcji pism, zajmujących się kulturą i sztuką. Jego zaangażowanie spowodowało, że zaczęto szerzej badać drzeworyt, ale i też sztukę ludową.

„Ostatnia Wieczerza”, drzeworyt płazowski, odbitka z 1921 roku, wyd. Zygmunt Łazarski, źródło TUTAJ

Jednocześnie, klocki z Płazowa, o których się mówiło i pisało, były możliwe do pooglądania na żywo w willi „Chata” w Zakopanem, u państwa Dembowskich. Podziwiać je mogli, oprócz wielu badaczy ludowizny, także artyści tacy jak: Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski, brat Albert (Adam Chmielowski) czy Helena Modrzejewska.

Maria Dembowska zmarła w 1922 roku. Rok wcześniej, jeden obustronnie rytowany klocek z drzeworytem, przedstawiający świętego Jerzego i Ostatnią Wieczerzę, podarowała Muzeum Etnograficznemu w Krakowie. 11 klocków z drzeworytem trafiło w ręce jednego z najwybitniejszych artystów Młodej Polski, Józefa Mehoffera, który wraz z żoną kolekcjonował modne wtedy drzeworyty japońskie. Jeden ofiarowała Dembowska swojej przyjaciółce, Wandzie Lilpopowej, pochodzącej z wpływowej warszawskiej rodziny przemysłowców. Miała ona w Zakopanem willę i w swoim salonie gościła twórców legendy Zakopanego, ze Stanisławem Witkiewiczem i Tytusem Chałubińskim na czele.

Co mogło tych ludzi fascynować w drzeworycie płazowskim? Odpowiedź jest prosta: oni doceniali umiejętności artystyczne zwykłych ludzi, którzy nie kończyli żadnych szkół. Fascynowali się ideą naturalnych umiejętności artystycznych człowieka, wynikających z jego indywidualnej wrażliwości. To też zetknięcie z czymś archaicznym, nieskażonym intelektem i zewnętrznym akademickim kagańcem. Artystyczna wolność i naturalna ekspresja, ten drzeworyt, to archetyp twórczości artystycznej. Dostrzec w nim można nawet podobieństwa do twórczości Pabla Picassa, z głównym aspektem, jakim jest upraszczanie formy.

„Chrystus Tronujący”, drzeworyt płazowski, odbitka z 1921 roku, wyd. Zygmunt Łazarski, źródło TUTAJ

Po kilku latach, państwo Mehofferowie i Pani Wanda Lilpopowa, dzięki zabiegom środowiska kulturalnego w Krakowie, między innymi córki Henryka Sienkiewicza – Jadwigi Korniłowiczowej, przekazali swoje drzeworyty płazowskie do Muzeum Etnograficznego w Krakowie. Dziś możemy je tam podziwiać na wystawie stałej, jako najcenniejszy zbiór tego typu. Drzeworyty płazowskie, będące istotnym elementem historii sztuki, są ważnymi eksponatami dla polskiej kultury ludowej. Muzeum w Krakowie podejmowało wiele inicjatyw promujących te drzeworyty. Były one eksponowane na wystawach w wielu miejscach w Europie. Tymczasem w swojej ojczyźnie, w Płazowie i na Podkarpaciu zostały zapomniane. Musimy to zmienić! Dlatego też powstała inicjatywa reaktywacji tej sztuki.

Działania podejmowane nie dotyczą tylko promocji medialnej, ale szczególnie cenna jest inicjatywa artysty ludowego z Nowego Sioła (oddalonego 10 km od Płazowa), Józefa Lewkowicza, który zajął się drzeworytem. Fascynacja drzeworytem u Pana Józefa zaczęła się od poznania historii z Płazowa, którą naszkicowali mu lokalni pasjonaci historii regionu i sztuki. Zgłosił się on do konkursu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, stając się jego laureatem. Jego zadaniem było wykonanie pięciu kopii drzeworytów płazowskich. Pozwoliły one nie tylko nabrać wprawy w tworzeniu ludowego drzeworytu, ale szczególnie, przywrócić tę sztukę w tym regionie. Pan Józef mówi, że drzeworyt zafascynował go i chce, by był on szczególnym wyróżnikiem jego twórczości.

Niektórzy badacze kolekcji płazowskiej uważają, że Kostrzyccy nie byli twórcami wszystkich drzeworytów, tylko używali ich do odbijania obrazków. Inni natomiast domniemają, że Płazów mógł być większym ośrodkiem drzeworytniczym i tylko mała część klocków dotrwała do naszych czasów. Przed nami jeszcze wiele historii do odkrycia i pracy do wykonania, by ta jedna z najtrudniejszych ludowych dziedzin sztuki wróciła na ziemię lubaczowską, Podkarpacie i Roztocze.

Fotografie autorstwa Anny Serkis-Wojtowicz. Opracowanie artykułu: Józef Lewkowicz i Grzegorz Ciećka. Działania związane z promocją lokalnej sztuki ludowej w ramach współpracy ze Stowarzyszeniem „Tegit et protegit” z Horyńca-Zdroju. Źródła informacji, dzięki którym został stworzony ten artykuł, znajdziecie na stronie drzeworyt.ziemialubaczowska.pl