Tag: krzyż

  • Grzegorz Ciećka po raz drugi otrzymuje stypendium twórcze Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego!

    Nie jest łatwo zdobyć stypendium Ministra. Realizowane działanie musi mieć znaczenie w skali kraju; być nowatorskie, a jednocześnie mieć duże walory dla kultury. Dlatego tak trudno znaleźć dziedzinę, w której można coś niezwykłego zrobić.

    Okazuje się, że kamieniarka bruśnieńska i przydrożne kamienne krzyże mają ten potencjał. W 2016 roku, dzięki dofinansowaniu Ministra, wykonana została inwentaryzacja kamiennych krzyży przydrożnych z terenu powiatu lubaczowskiego. Opisanych zostało około 600 obiektów. Występują one także poza ziemią lubaczowską, możliwe, że w ilości około 500. Niestety są one rozsiane nawet w promieniu 100 km od Starego Brusna, gdzie rzeźbiono krzyże. Poniżej komentarz Grzegorza Ciećki:

    „Dzięki wielu pozytywnym głosom na temat wykonanej inwentaryzacji kamiennych krzyży i dużej ilości dobrych rzeczy, które udało się osiągnąć, miałem dużo chęci do obserwacji i szukania nowych możliwości związanych z tym tematem. Zmiana w społeczeństwie, związana z postrzeganiem tych przydrożnych kamiennych świadków historii i wiary, skłoniła mnie do podjęcia drugiego kroku. Złożyłem wniosek w 2019 roku, który zakłada osiągniecie jeszcze większego celu. To całkowita inwentaryzacja kamiennych krzyży przydrożnych i działania mające na celu objęcie ich szczególną ochroną, czy też statusem. Tylko dzięki kompleksowej inwentaryzacji kamiennych krzyży przydrożnych, będzie można podjąć odpowiednie kroki, mające na celu nadanie im rangi dziedzictwa narodowego i wręcz symbolu rozpoznawczego regionu, którym jest pogranicze dwóch województw: podkarpackiego i lubelskiego. Moim szczególnym planem jest też wytyczenie nowego szlaku turystycznego, który za drogowskazy będzie miał kamienne krzyże bruśnieńskie. Chciałbym by był to szlak odpowiadający na współczesne potrzeby człowieka, który szuka kontaktu z naturą, historią, sztuką i duchowością. Żeby minimalnie ingerować w przyrodę i otoczenie, chciałbym, aby był oparty o nowe technologie. Dzięki temu, nasz region mógłby dostosować się do szybko zbliżającej się smartyzacji turystyki (kreatywność, dostępność, internet, aplikacje, rozwiązania związane ze sztuczną inteligencją). Mam nadzieję, że gdy pod koniec 2020 roku zakończona zostanie całościowa inwentaryzacja przydrożnych kamiennych krzyży bruśnieńskich, dysponować będziemy unikalnym na skalę kraju narodowym dziedzictwem kultury, którego dostępność będzie powszechna, dzięki smart rozwiązaniom.”

    http://kamiennekrzyze.pl

  • Cmentarzysko w lasach chotylubskich

    W lasach za Chotylubiem znajdziemy na pagórze ciekawy samotny krzyż. Gdy odczytamy napisy na nim, znajdziemy wskazówkę, którą jest rok 1915, pozwalającą poznać historię.

     

    Wśród pasjonatów regionu, każdy obiekt jest nośnikiem jakiejś historii. Dzięki wskazówkom na danym obiekcie i zasięgnięciu języka wśród miejscowych, możemy poznać jakąś historię. Oto napis na krzyżu:

    „Tu spoczywa Franciszek Zadworny prz. l. 66 ✝️ 1915 P.O.A.”

     

    Data 1915 jest tu kluczowa, bo wskazuje na okres I Wojny Światowej. Według miejscowych, tutaj zlokalizowany został chotylubski cmentarz choleryczny, po tym, jak po jednej z bitew wybuchła w regionie epidemia cholery. W każdej wsi umierało dziesiątki ludzi, dlatego też postanowiono zrobić poza wsią, na piaskowym pagórku cmentarz dla zmarłych na zarazę. Pierwotnie było tutaj sporo drewnianych krzyży, ale z czasem drewno zgniło i został tylko jeden krzyż, który ufundowała rodzina Zadwornych.

     

    opracowanie GC

  • Krzyż z mogiły z 1629 roku w Lisich Jamach

    W 1629 roku miał miejsce najazd tatarski na Ziemię Lubaczowską, wtedy to Lisie Jamy zostały w 90% zniszczone. Zabici ludzie zostali pochowani w zbiorowej mogile, na skraju wsi, obok zarośniętego stawu w kształcie serca.

     

    Mieszkańców całej wsi zakopano w jednym miejscu i usypano kopiec. Pierwotnie na pewno stał na nim drewniany krzyż, z biegiem czasu, po kilkudziesięciu latach, a nawet później, został zamówiony kamienny krzyż na mogiłę. Musimy brać pod uwagę to, że szczególnie przed 1848 rokiem, czyli przed zniesieniem pańszczyzny, żadnego chłopa nie było stać na zakup kamiennego krzyża, tym bardziej na postawienie czegokolwiek bez zgody właściciela ziemskiego. Jeżeli jakiś krzyż został postawiony przed 1848 rokiem, to prawdopodobnie przez rodzinę księdza, ewentualnie przez właściciela ziemskiego.

     

    Niestety kopiec został rozkopany i wykorzystano piasek do innych celów. Miał on około 20 metrów średnicy, co widać ma mapie na geoportalu. Żeby krzyż nie zginął, został wzięty przez rodzinę mieszkającą obok i postawiony przy płocie. Udało się go odkopać, dzięki uprzejmości właścicieli posesji i sprawdzić, jak wygląda w całości. Okazuje się, że pierwotnie był umieszczony w kamiennej podstawie, bo ma wystrugany czop, obok krzyża znajdziemy kawałek tej podstawy (rzeźbiony kwadrat). Tego typu krzyży na pewno nie stawiano w XVII wieku, bo wtedy wyrabiane były głównie bez podstaw, wbijane bezpośrednio w ziemię, jak w Młodowie czy Starym Bruśnie. Lokalnie funkcjonuje też dość dziwna bajeczka o tym, że ten kopiec to mogiła wodza tatarskiego. Oczywiście praktycznie nie ma takiej możliwości, by na takim kopcu mieszkańcy postawili kilkadziesiąt lat później krzyż! Najprawdopodobniej była to mogiła z 1629 roku, na której możliwe, że dopiero w połowie XVIII wieku, albo później został postawiony ten kamienny krzyż.

    Chcesz znaleźć krzyż? Szukaj TUTAJ

    opracowanie GC

  • Najstarszy kamienny krzyż bruśnieński

    Opisywany tutaj obiekt, to absolutny rarytas regionalny, znalezienie takiego krzyża dla pasjonata regionu, to jak trafić szóstkę w totka. Takim szczęśliwcem jest Michał Kołodziej. W poszukiwaniu poroża w okolicy nieistniejącej wsi Szałasy trafił na dziwny kamień, porośnięty mchem, mający ślady obróbki, był częściowo przysypany ziemią. Wiedziony ciekawością postanowił go odkopać, okazało się, że to kamienny krzyż.

    Szałasy (Sałasze) to przysiółek Starego Brusna, w jego okolicy znajdywały się najstarsze kamieniołomy, skąd wydobywano kamień do wyrobu żaren, kół młyńskich i do celów budowlanych. Obecnie eksploatowany kamieniołom nawet jeszcze po II Wojnie Światowej był miejscem, gdzie mieszkańcy Brusna mieli swoje pola i łąki, dopiero w czasach PRLu usytuowano na zachodnim czole Góry Brusno kamieniołom i rozpoczęła się intensywna eksploatacja. Dlatego większość ludzi niezwiązanych z regionem, zaczęła kamieniołom z Góry Brusno uważać za ten pierwotny, nie mając pojęcia o istnieniu tego w okolicy Szałasów (zaznaczony już na mapie katastralnej z 1854 roku, na tej mapie Góra Brusno to wąskie paski pól, łąk i nieużytków).

    Pierwsze wzmianki o eksploatacji kamienia w Bruśnie pochodzą z połowy XVII wieku i wtedy też mają miejsce najazdy Tatarskie na te okolice, najbardziej znany, który przyniósł najwięcej strat był w 1672 roku. Trudno wywnioskować, z jakiego powodu został postawiony ten krzyż. Możemy tylko przypuszczać, że jedyną możliwością umieszczenia krzyża z dala od świątyni i cmentarza, mogła być zbiorowa mogiła. Śmierć mieszkańców wsi podczas najazdu i potrzeba pochowania ludzi, jeżeli to był rok 1672, gdy spalona była cerkiew, sprawiała, że zakopano ludzi w zbiorowej mogile za wsią w rozwidleniu dróg, czyli miejscu, które nie było użytkowane. Właśnie w takich miejscach zazwyczaj stawiano mogiły, czy też krzyże pamiątkowe.

    Teraz najważniejsza sprawa, czyli co wskazuje na to, że jest to najstarszy kamienny krzyż bruśnieński? Najważniejsza wskazówka to miejsce, krzyż znajdziemy w okolicy najstarszych kamieniołomów, czyli funkcjonować tu musieli ludzie, którzy znali technikę obróbki twardego kamienia, skoro potrafili wykuć koła, to zrobienie krzyża nie powinno sprawić im żadnego problemu. Gdy przyglądniemy się bliżej krzyżowi, zobaczymy, że ma dość specyficzną strukturę, widać w nim duże białe kółka, to muszelki. Oględziny obiektu wykazały, że z prawej strony mamy mechaniczne uszkodzenia. Gdy porównamy lewe ramie do prawego, zobaczymy że lewe jest zaokrąglone i większe, to dlatego, że prawe jest obite, tak jak cały tył tej strony. Po krzyżu widać, że długo leżał w ziemi na boku, tylko kawałek wystawał, stąd przez dziesiątki lat nikt o nim nie wiedział. Krzyż ma archaiczną formę i należy do najstarszego typu, bowiem nie ma kamiennej podstawy (nie widać na spodzie trzonu krzyża śladów po czopie) i najprawdopodobniej był wbity bezpośrednio do połowy w ziemię. Zapewne z biegiem czasu przechylił się i przewrócił.

    Dziś odkrywamy ten krzyż na nowo, od razu dostaje on status najważniejszego, bo najprawdopodobniej najstarszego kamiennego krzyża bruśnieńskiego i na pewno powinien zainteresować badaczy historii i kamieniarki. Chcieliśmy tutaj zaznaczyć, że tak jak w przypadku odkrycia na nowo tego krzyża przez Michała Kołodzieja, liczymy na kontakt pasjonatów z nami, albo współpracujących z nami serwisami takie jak kamiennekrzyze.pl, którzy chcieliby podzielić się swoimi mniejszymi czy większymi odkryciami z terenu ziemi lubaczowskiej.

    Aby znaleźć ten krzyż, trzeba zabawić się w poszukiwacza. Nowy system w mapach google utrudnia precyzyjne ustawienie punktu w miejscach, gdzie nie ma miejsc orientacyjnych. Krzyża należy szukać przy starej drodze, która prowadziła w okolicę kamieniołomu w Szałasach, nieopodal zabudowań wsi, zainteresowanych dokładniejszymi wskazówkami zapraszamy do kontaktu przez fb lub Instagram ziemialubaczowska.pl podpowiemy jak znaleźć krzyż ➡️

    GC

  • Niedźwiedzie – Nieistniejąca wieś

    Niedźwiedzie (Niedzwiedza) położone były na prawym brzegu strumienia Rata i był to przysiółek Werchraty, gdzie przed wojną było 12 numerów domów. W ramach wysiedleń ukraińskiej ludności, której ostatnim etapem była „Akcji Wisła” wieś przestała istnieć. Dziś ta nieistniejąca już wieś nie była by warta wspominania, gdyby nie zostało po niej kilka ciekawostek.

     

    Najłatwiej się zorientować, że jest się na terenie nieistniejącej wsi po tym, że w lesie znajdziemy drzewa owocowe po dawnych sadach i wiekowe lipy, które kiedyś rosły przy drogach. Najbardziej charakterystycznym elementem, po którym poznamy tę wieś są dwa kamienne słupy, jakie do dziś przetrwały po ogrodzeniu jednego z gospodarstw. Od razu rzucą się w oczy też rumowiska kamieni i doły po zawalonych piwniczkach i piecowiska, czyli resztki pieców domowych, które były murowane i często jako jedyne elementy trwałe zostały po drewnianych domach.

     

    Przed wsią od strony Werchraty stoi kamienny krzyż z 1902 roku, nieznany jest jego fundator, znajdziemy na nim tylko formułę modlitewną: „Zbaw Panie lud Twój i błogosław”. Więcej o krzyżu TUTAJ. Kolejną ciekawostką związaną z Niedźwiedziami jest jeden z mniejszych kamieniołomów, na którego skraju znajdziemy tajemniczy Diabelski Kamień. Na terenie nieistniejącej wsi Niedźwiedzie znajdziemy też ciekawostkę botaniczną, rozsiała się tam kłokoczka południowa, której nasiona były kiedyś używane do wyrobu różańców. Roślina ta miała też szerokie zastosowanie w wierzeniach Słowian, potem wiele zwyczajów związanych z tą rośliną przeniknęło do chrześcijaństwa. Wytwarzano z tego drzewa też krzyżyki, figurki, ozdobne palmy wielkanocne i wianki.

     

    Niedźwiedzie jak widać są niezwykłą wsią, z jednej strony mamy tutaj bardzo ważną roślinę używaną do celów religijnych i magicznych, a niedaleko Diabelski Kamień. Rumowiska po nieistniejących już domostwach, które usytuowane były na skraju pagóra, wiekowe lipy, razem tworzą niezwykły melancholijny klimat, musiało tu być przed wojną przepięknie! Do tego nazwa wsi, kojarząca się z niedźwiedziami, które zapewne dawno temu grasowały po okolicznych lasach i chroniły się w okolicznych jaskiniach.

    GC

  • Krzyż Alfreda Wittmanna

    Poznajcie historię samotnego krzyża w lasach Horyńca-Zdroju. Kiedyś tworzono o nim bajki, jakoby był to samotny grób lotnika, którego samolot zestrzelono podczas bitwy. Wielu też niepoprawnie lokalizuje go w Nowinach Horynieckich, tymczasem las w którym stoi krzyż, jest w obrębie Horyńca-Zdroju. Jeszcze kilka lat temu Lasy Państwowe po nowych nasadzeniach zagrodziły krzyż siatką, ale dzięki interwencji nie tylko udało się odgrodzić krzyż, postawiona została także tablica informacyjna i znaki, za co niebywale gorąco dziękuję ówczesnemu nadleśniczemu.

    Generalnie w Nowinach Horynieckich krzyż ten był znany i kojarzony z żołnierzem, który zmarł na I Wojnie Światowej, jednakże między innymi pan Zygmunt Stelmach z Nowin rozpowszechniał historyjkę z lotnikiem, który podczas wojny miał się tutaj rozbić, co było opisane nawet w jednej z książek. Spowodowało to, że do pewnego czasu Alfreda Wittmanna uważano za lotnika, co było czystą fikcją. Śmiało można powiedzieć, że pierwszą osobą, która zaczęła się interesować samotnym krzyżem, była pani Danuta Zarzycka z Horyńca-Zdroju, która miała kontakt z rodziną Alfreda z Niemczech. Poprosili ją, by zabezpieczyć specjalną farbą krzyż przed korozją i w miarę możliwości pamiętać o nim. Był on ogrodzony płotkiem i można było tam spotkać znicze. Na chwilę krzyż był odcięty od ludzi przez siatkę leśną, która chroniła młody las przed zwierzętami, ale dzięki staraniom udało się go odgrodzić. Z biegiem czasu pasjonaci regionu i historii I Wojny Światowej znaleźli sporo ciekawych informacji związanych z bitwą podczas wojny i samym Alfredem.

    20 czerwca pułk w którym służył podporucznik Alfred Wittmann rozpoczął działania ofensywne w okolicy Horyńca i Nowin Horynieckich, gdzie były mocno obsadzone pozycje wroga. Rosjanie postanowili zasadzić się na wzgórzach, co powodowało, że trudno było zdobyć ich pozycje. Dowódcy austriaccy mając rozkaz przełamania linii obrony Rosjan, musieli podjąć ryzyko dużych strat. Natarcie takie polegało na powolnym przemieszczaniu się żołnierzy do przodu, pod ciągłym ostrzałem, często czołgając się i szukając jakiejś osłony przed ogniem przeciwnika. Czasami żołnierze podbiegali kawałek i rzucali się na ziemię, podczas gdy koledzy dawali ogień osłonowy. Porucznik Wittmann podczas takiego podbiegania został śmiertelnie raniony.

    Z relacji nieżyjącej już mieszkanki Nowin Horynieckich, możemy się dowiedzieć, że w lasach Horyńca-Zdroju i Nowin Horynieckich były zbiorowe mogiły z czasów I Wojny zaznaczone barwinkiem i drewnianymi krzyżami. W roku 1923, kiedy Austriacy porządkowali cmentarzyska w Polsce z czasów Wielkiej Wojny, do Nowin przyjechała pani, ubrana wystawnie, na czarno, z dużym kapeluszem. Wzbudzała powszechne zainteresowanie. Była to pani Wittmann, która przywiozła ze sobą kamienny krzyż. Wygląda na to, że w momencie, gdy rozkopywano zbiorowe mogiły i identyfikowano żołnierzy, pani Wittmann postanowiła, by jej ostatni syn pozostał w miejscu, gdzie zginął, a nie na zbiorowym cmentarzu na Pańskiej Górze.

    Na krzyżu znajdziemy informację, że spoczywa tam podporucznik Alfred Wittmann z Kempten, poległy 20.06.1915 roku, trzeci poległy syn z rodziny Wittmannów, jego bracia Fritz i Oskar zginęli na polu bitwy w 1914 roku we Francji.

    Można domniemać, że krzyż został wykonany na zamówienie przez matkę Alfreda Wittmanna w naszym regionie. Krzyż został wykonany z roztoczańskiego kamienia wapiennego, a nie jak niektórzy dywagują „nieznanego obcego”, rozpoznamy to między innymi po muszelkach. W błąd wprowadzać mogło wielu to, że krzyż został pomalowany szarą farbą, która z czasem zaczęła odpadać i wtedy odkryła bruśnieński wapień.

    W 2016 roku napisał do mnie Georg z Niemiec, szukający informacji do artykułu w gazecie, który chciał napisać na temat Karla Maxa Lechnera, znanego niemieckiego artysty malarza. Lechner razem z Maxem Georgem Drexelem służyli w 19. Pułku Piechoty na I Wojnie Światowej i redagowali gazetkę pułkową „Die Sappe”, Lechner wykonywał do niej rysunki. Georg czytając w niej artykuł na temat porucznika Wittmanna, postanowił zgłębić ten temat i opracowuje historię rodziny Wittmann. Miejmy nadzieję, że niedługo dzięki niemu powstanie ciekawa historia 🙂 tymczasem dla zainteresowanych bardziej historycznymi aspektami tematu zapraszamy na stronę pana Piotra, który od ponad 10 lat bada ten temat: roztocze.it.home.pl

    Jeżeli chcesz trafić do krzyża, możesz posiłkować się tą mapą. Kliknij link poniżej i wpisz skąd chcesz, by została wyznaczona trasa. Ponieważ krzyż jest w lesie i nie prowadzi do niego droga, musimy zwrócić uwagę na znaki. Pierwszy znajdziemy na skrzyżowaniu dróg w lesie, idziemy 180 kroków dalej, gdzie znajdziemy drugi znak przy leśnej drodze wskazujący, by przejść przez las, gdzie 80 kroków przed nami widać w oddali tablicę informacyjną. Tam czeka na nas krzyż.

    Idź do Krzyża Alfreda Wittmanna ➡️

    opracowanie: GC

  • Krzyż Heinricha Bolte

    Podczas I Wojny Światowej zginęło miliony ludzi, u nas na Ziemi Lubaczowskiej śmierć poniosło tysiące żołnierzy, dwóch z nich zostało upamiętnionych oddzielnie i znamy ich tragiczne historie, to Alfred Wittmann, który zginął w okolicy Horyńca-Zdroju i Nowin Horynieckich i Heinrich Bolte. Obaj leżą w samotnych mogiłach na odludziu.

    Krzyż Heinricha Bolte był do niedawna znany tylko garstce pasjonatów regionu, na dodatek był w fatalnym stanie i zarośnięty krzakami. Teraz dzięki staraniom Lasów Państwowych Nadleśnictwa Lubaczów i Pasjonatów możemy tę mogiłę zobaczyć w bliskim oryginalnemu stanowi. Złamany krzyżyk został sklejony, a okolica uprzątnięta i wycięto zakrzaczenie.

    Heinrich Bolte służył w Oldenburskim Pułku Piechoty, który miał zdobyć pozycje rosyjskie na pagórach roztoczańskich w okolicy Werchraty. 25 czerwca podczas natarcia na rosyjskie pozycje ulokowane w okolicy wsi Sałaszy, Lasowa i Niedźwiedzie, Bolte został zabity, gdy jego oddział pod ostrzałem próbował przełamać linię obrony wroga. Rosjanie przegrali tę bitwę. Zapewne na drugi dzień pochowano zmarłych podczas tej ofensywy. Możemy się tylko domyślać, dlaczego Bolte nie został pochowany na zbiorowym cmentarzu, jak inni, którzy polegli podczas tej bitwy, zapewne tak jak w przypadku Alfreda Wittmanna, powodem była decyzja, czy też prośba rodziców Heinricha. Poniżej inskrypcja, jaką znajdziemy na krzyżu:

    UFZ Heinrich Bolte Oldenburg GGEB 2.3 1896 – CEST 25.6 1915

    Podoficer Heinrich Bolte Oldenburg urodzony 2.3 1896 zmarł 25.6 1915

     

    Dla tych, którzy chcą odwiedzić miejsce z krzyżem, polecamy mapę która Was naprowadzi ➡️

    tekst i foto: Grzegorz Ciećka