• Kaskady Sopotu w Dziewięcierzu

    Kaskady Sopotu, nazwa brzmi intrygująco i rozpala wyobraźnię pasjonatów turystyki, głodnych atrakcji i wrażeń. Mamy dla Was artykuł na temat tej mało znanej ale niezwykle ciekawej atrakcji Ziemi Lubaczowskiej.

     

    Przed II Wojną Światową w Dziewięcierzu, gdzie teraz mamy były PGR i leśniczówkę, nie było żadnych zabudowań, najbliższą wsią był Sopot, gdzie było 81 numerów domów. Dzielił się na Sopot Mały i Sopot Wielki, wieś usytuowana była na pagórach o wysokości dochodzącej do ok. 350 m. n.p.m. Horyniec-Zdrój usytuowany jest niemal 100 metrów niżej, stąd były z Sopotu fantastyczne widoki na zachód. Wieś usytuowana była na skraju wału Roztocza i śmiało można powiedzieć, że idąc z Horyńca-Zdroju, który jest na Płaskowyżu Tarnogrodzkim, wspinamy się na wał Roztocza. Od granic Horyńca do Sopotu jest około 5 kilometrów, ale musimy pokonać niemal 100 metrów przewyższenia!

     

    Woda z roztopów, czy też ulewnych deszczy, spływając w stronę Horyńca rwącymi potokami, z biegiem czasu utworzyła wąwozy. Głębokie nawet na 15 metrów doliny odsłoniły liczne źródła i utworzyły strumyki. Gdy potok natrafił na twardszą skałę, nie miał możliwości wypłukiwać i przenosić dalej z nurtem piasku, dlatego spływał po skale i wymywał poniżej grunt. Tak powstały malownicze kaskady na strumieniu Sopot, który wziął swoją nazwę od wsi położonej nieopodal.

     

    Wąwozy w okolicy wsi Sopot mają wiele różnych atrakcji, ale nie sposób je opisać na raz, dlatego tutaj zajmiemy się głównym źródliskiem i malowniczymi kaskadami. Wysunięta najbardziej na południe głowa wąwozów Sopotu, niemal na samym początku ma na dnie liczne źródełka. To tutaj początek ma Sopot.

     

    Kilkadziesiąt metrów dalej idąc z nurtem strumienia trafimy na pierwsze kaskady, są to dwa progi, jeden większy ma około 60 cm wysokości i mniejszy około 20 cm (szerokość około 1m i długość ok 1,3 m). Obok znajdziemy odkrytą ścianę skalną, która wręcz płacze wodą, można odnieść wrażenie, że sączące się kropelki ze skał, spływają niczym łzy po twarzy wąwozu ? Mimo iż jest tam niewielka kaskada, to razem z tymi plączącymi kamieniami widok jest fantastyczny.

     

    Idziemy dalej z nurtem strumienia kilkadziesiąt kroków i trafimy na kolejną kaskadę, tym razem spektakularną! Około 1,5 m wysokości, 1,8 m szerokości i 4 m długości! Kaskady na Dublenie są o centymetry wyższe, ale za to krótsze i węższe. Dlatego też trudno powiedzieć, które wodospady, czy z Nowin czy z Sopotu są ciekawsze. Trzeba samemu to ocenić ?

     

    Żeby trafić na Kaskady Sopotu, najlepiej w Dziewięcierzu przy leśniczówce skręcić w asfaltową drogę leśną. Idziemy nią kilkaset metrów aż trafimy na rozległą polanę leśną, gdzie w oddali dostrzeżemy pagóry Sopotu. Schodząc w dół polany, miniemy po prawej stronie ogrodzony siatką leśną teren i następnie młody las brzozowy, za nim znajduje się duża łąka, okrążamy ją idąc drogą, po prawej stronie mamy ścianę lasu, gdzie jest wąwóz. Będąc blisko pagóra, skręcamy w prawo przez łąkę i do wąwozu. Teren do przeszukania jest niewielki, na pewno trafimy na kaskady, jeżeli będziemy brać pod uwagę to, że są one blisko źródeł, czyli należy iść pod prąd. Wciśnij strzałkę, by przejść do map google z lokalizacją ➡️

    opracowanie GC

  • Wodospad w Starym Bruśnie

    W 1939 roku był w Starym Bruśnie jeden młyn, w którym mieliło się zboże. Jego właścicielami była rodzina Płonczyńskich. Usytuowany był tuż obok folwarku. Mamy dla was opis tego młyna od jednego z najstarszych mieszkańców Nowego Brusna, który w dzieciństwie jeździł tam z rodzicami mielić zboże. Na początku warto zaznaczyć, że na starych mapach w tym miejscu był tartak wodny! Zapewne w dwudziestoleciu międzywojennym został przerobiony na młyn.

    W Starym Bruśnie oprócz młyna Płonczyńskich był jeszcze młynek na kierat, którego właścicielem był Żyd starobruśnieński. Służył głównie do mielenia kaszy. Do młyna przy folwarku jechało się dołem, przy rzece, obok kapliczki św. Mikołaja. Miał murowany dół i na górze był zrobiony z drewnianych bali. Była tam taka grobla i koryto, niżej było koło, był tam walec i duży kamień młyński w środku. Za groblą wszystko było zalane, aż po stadninę. Koło miało szerokości koło 1,5 metra i przynajmniej 3 metry średnicy. Woda nie spadała na koło, tylko wlewała się z koryta na czerpaki i one swoim ciężarem kręciły kołem. Tuż przed wojną, w lecie, było urwanie chmury. Woda z pól spływała do doliny i utworzyła rwącą rzekę, która zabrała ze sobą młyn. Nurt był tak silny, że drewniane elementy młyna znaleziono nawet za Polanką Horyniecką na łące.

     

    Zapewne pierwotnie woda spływała tutaj kaskadowo, dla potrzeb młyna (tartaku) podkopano teren i utworzył się wodospad, który potem obmurowano kamieniem i utworzono budowlę hydrotechniczną. Dziś zostały po młynie tylko ruiny kamiennej suteryny. Jedna drewniana belka nadal leży w okolicy. Wodospad trochę się zmniejszył, bowiem namulony piasek z powodzi nagromadził się pod nim. Obecnie wodospad wedle naszych pomiarów ma 2,4 metra wysokości, pierwotnie mógł być wyższy.

    Wodospad jest prowizorycznie oznaczony dwoma tabliczkami przy drodze. Aby tam trafić, trzeba z Polanki Horynieckiej kierować się w stronę stadniny koni do Osady Polanka Horyniecka (przed wojną był tu folwark w Starym Bruśnie; sam wodospad wedle map geodezyjnych znajduje się na terenie Starego Brusna, a nie jak to się utarło i jest błędnie powtarzane w Polance Horynieckiej), gdy skończy się droga asfaltowa, około 300 metrów dalej bitą drogą dojedziemy do zatoczki na drodze po prawej stronie (na sosence są dwa znaki). Przed nami droga będzie schodzić w dół w wąwóz, za nim jest stadnina. Ponieważ do wodospadu i ruin nie ma drogi, musimy iść przez łąkę. Podążamy 150 metrów na wprost, mając po lewej stronie zadrzewioną dolinę. Następnie skręcamy w lewo w kierunku doliny, około 60 metrów (powinna być tam ścieżka) i schodzimy w dół. Wodospad namierzymy też nasłuchując szumu spadającej wody. Schodząc w dół trzeba być bardzo ostrożnym! Zbocza są bardzo strome.

     

    Dzięki tej mapie łatwiej namierzycie ten wodospad:

    dziękujemy za informacje rodzinie właścicieli młyna – opracowanie GC

  • Koniec prac przy cerkwi w Nowym Bruśnie!

    Zakończyły się prace nad renowacją cerkwi w Nowym Bruśnie, ostatnim etapem było zamontowanie podłogi. Na obecną chwilę świątynia czeka już tylko na prace kosmetyczne i związane z urządzeniem wnętrza. Roboty budowlano remontowe rozpoczęto w 2014 roku i trwały etapami aż do dziś!

     

    Mamy dla Was panoramę zrobioną w środku cerkwi, zobaczcie jak wygląda przed pracami kosmetycznymi i „powrotem sakraliów”. Aby ją włączyć i móc oglądać dookoła, naciśnijcie przycisk „play”. Jeżeli chcecie zobaczyć, jak wyglądała kaplica pod babińcem, to wideo zrobione jeszcze podczas prac budowlanych znajdziecie klikając TUTAJ.

     

    Na fanpage na facebooku TUTAJ znaleźć można fotografie z przebiegu remontu. Teraz porównajcie te dwie fotografie, pierwsza zrobiona w październiku 2014 roku druga w styczniu 2019. Wydawałoby się, że to dwa różne obiekty!

    Cerkiew w Nowym Bruśnie została postawiona w 1713 roku, przetrwała praktycznie w swojej niezmienionej bryle około 200 lat. Niedługo przed I Wojną Światową została poddana remontowi i rozbudowie, usunięte zostały wtedy galerie i zmieniła się drastycznie bryła. Tylko dzięki szkicowi, jaki wykonał prof. Julian Zachariewicz z Politechniki we Lwowie przed remontem, mogliśmy się dowiedzieć, jak oryginalnie ta świątynia wyglądała. Gdy w 2013 roku zrujnowany obiekt przejęło Muzeum Kresów w Lubaczowie, podjęto decyzję, by przywrócić jej oryginalny wygląd! Decyzję tę można nazwać epokową dla Ziemi Lubaczowskiej, bowiem powstała dzięki temu świątynia, którą swoją urodą przebija wszystkie inne.

     

    Co jest tak wyjątkowego w tej świątyni? Jej ogólny bajkowy wygląd urozmaicają nie tylko fantazyjne soboty, niezwykłe kopuły i drewniany rzygacz, ale także rzadko spotykana świątynia w świątyni, czyli kaplica, gdzie pierwotnie umieszczona była ikona św. Mikołaja. Została ona umiejscowiona pod kopułą babińca, otoczona piękną arkadową galerią, gdzie można wejść po schodkach. Dodatkowe elementy, które stanowią o unikalności miejsca, to niemal 300 letnie lipy, archaiczne kamienne krzyże, ekumeniczny cmentarz, gdzie pochowani są grekokatolicy, katolicy, prawosławni i ewangelicy. Cmentarz ten jest też wizytówką kamieniarstwa bruśnieńskiego. Teraz pozostaje nam czekać na wyposażenie cerkwi w ikony i inne elementy sakralne. Już niedługo będzie tutaj kolejna po radrużańskiej filia Muzeum Kresów w Lubaczowie z przewodnikiem. Teraz pooglądajcie galerię zdjęć zrobioną dzisiaj:

    opracowanie GC

  • „Betonowe kaskady” czyli mini jazy w horynieckim Parku Zdrojowym

    Glinianiec to rzeka w Horyńcu-Zdroju, która w okresie PRLu była regulowana. Postanowiono wtedy zbudować na niej ciekawe budowle hydrotechniczne, które najlepiej są wyeksponowane w Parku Zdrojowym. Przypominają one… betonowe kaskady.

     

    Te budowle można nazwać mini jazami, (jaz według definicji jest budowlą hydrotechniczną zbudowaną w poprzek rzeki, lub kanału w celu spiętrzenia wody. W horynieckim Parku Zdrojowym mamy obiekty, które pasują do opisu jazu, czyli mają betonową płytę zabezpieczającą dno przed zastawką, betonową płytę i ukształtowane zbocze brzegu za zastawką, chroniącą dno i brzegi przed rozmyciem. Przez zastawki, które zapewne były zrobione z betonowych płyt, ewentualnie drewnianych, wsuwanych w szyny, woda nie przepływała, tylko były przepławki obok, które pozwalały na przykład na migrację ryb i innych zwierząt wodnych. Budowla służyła głównie do regulacji poziomu wody w rzece.

     

    Gdy pooglądamy w sieci duże jazy, które służą głównie do spiętrzania wody do celów żeglugowych, to od razu można odnieść wrażenie, że mamy tutaj miniaturki tego typu budowli 🙂 Miejmy nadzieję, że ktoś wpadnie na pomysł, by naprawić te urządzenia, co sprawi, że Park Zdrojowy będzie miał nowe atrakcje! Zwłaszcza, że są to zapewne jedyne tego typu urządzenia na Ziemi Lubaczowskiej.

  • Przez Ziemię Lubaczowską – historyczny przewodnik

    II Wojna Światowa zniszczyła Polskę, szczególnie ucierpiała część wschodnia, gdzie widmo UPA unosiło się jeszcze w latach 50tych. Z perspektywy Rzeszowa Ziemia Lubaczowska widziana była wtedy jako dziki wschód. Ludzie bali się zapuszczać w lasy, czy w okolice wysiedlonych wsi ukraińskich, bo nadal można było się natknąć na niedobitków z UPA.

     

    Dopiero w latach 60tych zrodziła się idea, by zacząć organizować ruch turystyczny. Do tego czasu nie było w regionie praktycznie żadnej infrastruktury turystycznej. W 1962 roku powstał pierwszy przewodnik turystyczny związany z lubaczowszczyzną, autorami byli Włodzimierz Czarnecki i Konstanty Kopf. Przewodnik „Przez Ziemię Lubaczowską” jest dziś trudny do zdobycia, w Internecie nie ma miejsca, gdzie można go kupić, nawet trudno znaleźć jakieś informacje o nim. W naszym posiadaniu znajduje się 3 egzemplarze tego przewodnika… i jeden z nich będziemy chcieli Wam oddać w konkursie, który niebawem ogłosimy 🙂

  • Wodospad na Dublenie czyli Kaskady Dublenu w Dolinie Dublenu

    Wodospad na Dublenie czyli Kaskady Dublenu w Dolinie Dublenu

    O tym wodospadzie usłyszeć można było już od starych turystów, którzy trafiali na Ziemię Lubaczowską w latach 80tych i wcześniej. Byli to pierwsi eksploratorzy regionu, którzy dzielili się swoimi znaleziskami ze znajomymi, którzy zauroczeni opowieściami na temat wędrówek po ogromnych wąwozach Doliny Dublenu także ruszali na poszukiwania, mając za wskazówki tylko „gdzieś na północ od Nowin Horynieckich”.

    Od razu trochę danych jak tam trafić. Najprościej udać się na tak zwaną drugą stronę Nowin Horynieckich. Od ściany lasu idziemy około 600 metrów przez wieś, teraz jest tam już asfalt. Następnie trafimy na boczną polną drogę pod górę, którą idziemy około 400 metrów. Warto oglądać się czasem do tyłu, bowiem pokazywać się będą nam fantastyczne widoki! Widać stąd Horyniec-Zdrój i daleko na horyzoncie góry w okolicy Przemyśla.

    Gdy przejdziemy około 250 metrów, będziemy mieć drogę w bok na prawo, ale ignorujemy ją, idziemy dalej aż do ściany lasu. Przed nami mały wąwóz. Idziemy dalej drogą w prawo i przechodzimy go za chwilę skręcając w lewo. Tutaj zatrzymujemy się. Żeby uniknąć błądzenia, najlepiej wejść na górę, którą mamy przed sobą i z niej zejść do najbliższego wąwozu. To około 400 metrów do przejścia. Ponieważ nie ma tam znaków, ani szczególnie charakterystycznych punktów, to jak zobaczymy wąwóz w którym płynie strumyk, musimy poszukać tego wodospadu, powodzenia 🙂

    Wąwóz w którym znajduje się wodospad ma około 10 metrów głębokości. Sam wodospad ma około 1,7 m wysokości, metr szerokości i około 3,5 m długości. W pomiarach mogą być różnice pojedynczych centymetrów. Można go uznać za najwyższy naturalny wodospad na Ziemi Lubaczowskiej i także Roztoczu. Trudno jednoznacznie nazwać ten wodospad, jedni używają określenia kaskady, bowiem spływa kaskadowo, inni wodospadem typu ślizgowego. Skały, które tworzą wodospad są bardzo kruche, są to gezy, dlatego bardzo prosimy o niechodzenie po nim! Nie tylko dlatego, że można go zniszczyć, ale także można bardzo łatwo się pośliznąć i zrobić krzywdę! I kto nas znajdzie w takim wąwozie gdy sobie coś złamiemy i nie będzie można wyjść? Prosimy o rozwagę i podziwianie obiektu, a nie chodzenie po nim.

    Kaskady Dublenu to jeden z głównych obiektów dla zwiedzenia dla pasjonatów Roztocza.

    opracowanie: GC

  • Dzieła Eugeniusza Muchy na Ziemi Lubaczowskiej

    Nieżyjący już malarz artysta Eugeniusz Mucha, który pochodził z okolic Rzeszowa, studiował na krakowskiej ASP tuż po II Wojnie Światowej, gdy w sztuce panował realizm socjalistyczny. Jednakże Eugeniusz Mucha po ukończeniu studiów postanowił odrzucić szkolną konwencję i zaczął poszukiwać natchnienia w kulturze i sztuce ludowej. Był zachwycony jej autentycznością i prostotą środków wyrazu. Z biegiem czasu dorobił się wiernego grona wielbicieli i wszedł w kanon polskiej sztuki. Więcej o artyście możecie poczytać na stronie: culture.pl Dlaczego wspominamy o nim tutaj? Powód jest prosty, na Ziemi Lubaczowskiej zostawił po sobie trzy ślady, są to trzy świątynie, gdzie są jego malowidła! Znajdziemy je w kościele w Oleszycach, Potoku Jaworowskim i byłej cerkwi w Starym Lublińcu, obecnie pełniącej rolę kościoła. Trudno jest opisać jego dzieła w tych świątyniach. Dla wielbicieli sztuki są to prawdziwe rarytasy. Przedstawiamy Wam kilka fotografii ze Starego Lublińca, które pokazują niezwykłą cechę, którą charakteryzuje jego sztuka, czyli prostota wyrazu.

  • Dahany – kultowe miejsce Ziemi Lubaczowskiej

    Przygotowaliśmy dla Was artykuł niezwykły, opisujący miejsce kultowe dla pasjonatów regionu. Oto artykuł na temat Dahanów. Oceńcie sami, czy udało się nam Was zafascynować tym miejscem 🙂

    Dahany to nieistniejąca wieś, która opustoszała w 1947 roku po Akcji Wisła. Przed wojną było tam 35 gospodarstw, dziś po wsi zostały dwa kamienne krzyże, rumowiska po rozebranych domach ze zdziczałymi sadami i… bajkowe krajobrazy śródleśnej dahańskiej polany. Widać z niej największe wzniesienia Roztocza, których kumulacją są Długi i Krągły Goraj od wschodu, Wielki Dział od zachodu i daleko na południowy wschód Wołkowica pod Rawą Ruską.

    Dzięki starym mapom, możemy odczytać wiele ciekawostek związanych z Dahanami. Przed rozbiorami wieś była częścią Starej Huty, potem włączona została do Werchraty i leżała na zachodnim jej krańcu, graniczyła ze Starą Hutą i Starym Brusnem. Na granicy wsi były kiedyś kopce graniczne, na niektórych rosły okazałe sosny. Wieś położona została w dolinie potoku Werchowina, w okolicy którego były rozległe bagna, od południa i zachodu wieś położona była u stóp jednego z największych pagórów Roztocza, czyli Wielkiego Działu (nazywanego przez miejscowych Gił). W okolicy strumienia rosły lasy sosnowe, a w rejonie pagórów bukowe.

    W Dahanach znajdziemy dwa kamienne krzyże. Jeden w zachodniej części wsi, na skraju łąki obok nieistniejącej już drogi z inskrypcją: „Krzyżowi Twojemu kłaniamy się Władco i święte Twoje zmartwychwstanie wysławiamy 1860„. Drugi krzyż stoi w okolicy granicy Werchraty i dawnego Starego Brusna, we wschodniej części wsi, być może był tutaj kiedyś kopiec graniczny. Oto inskrypcja: „Zbaw Panie lud Twój i błogosław dziedzictwu Twemu 1917” – Przy tym krzyżu znajdziemy też kawałek kamienia, na którym widać stopy, zapewne jest to element kamiennej figury, może w Dahanach była jakaś kapliczka z figurą Maryi?

    Dahany to miejsce kultowe dla pasjonatów turystyki, bowiem w latach 60tych utworzono tutaj szlak, któremu nadano nazwę „Południowy” i znakowano kolorem żółtym. Turyści byli wtedy uzbrojeni tylko w przewodniki, takie jak na przykład „Województwo Rzeszowskie Przewodnik” Stanisława Kłosa. Jednym z celów turystów było wtedy szukanie miejsc, gdzie mogli by zdobyć pieczątkę lokalną, lub ze zorganizowanego rajdu, czy złazu przez PTTK. Wielu lubiło takie pieczątki nabijać sobie właśnie w przewodnikach. Może ktoś ma taką pieczątkę z lat 70tych lub 60tych ze złazu z terenu Ziemi Lubaczowskiej? 🙂

    Szlak „Południowy” zaczynał się w Suścu, biegł przez Narol, Horyniec w kierunku Jarosławia. Dziś już nie istnieje. Szczególnie atrakcyjny był na odcinku z Narola do Horyńca, bowiem biegł przez mało znane wtedy pagóry Roztocza Południowego, gdzie było dużo wysiedlonych wsi. Jedną z nich były Dahany. Turyści podążając szlakiem, przechodzili w okolicy tej nieistniejącej wsi i mogli nocować w tej okolicy pod namiotami. Dziś takim szczególnym miejscem postoju jest skraj lasu z betonowym korytem, niewielu wie skąd się ono tam wzięło…

    …w okresie PRLu, gdy PGRy się rozwijały, zapadała decyzja, że PGR w Starej Hucie wybuduje schronienie na lato dla jałówek, które się pasły na łąkach dahańskich, żeby ich nie pędzić do wsi, postanowiono wybudować na miejscu wiatę i betonowe poidło, całość ogrodzono. Na zimę jałówki wracały do obory w Starej Hucie. To są widoki, których my już nie zobaczymy, stado krów i potężna wiata pod lasem.

    Z czasem miejsce zaczęło rozgrzewać wyobraźnię fascynatów fotografii. Często ścielące się mgły nad łąkami w dole, piętra lasu na jesień mieniące się kaskadą barw zżółkniętych i poczerwieniałych liści i roztoczańskie pagóry. Mamy dla Was malutki smaczek tych widoków na naszych zdjęciach, zrobionych o świcie w Dahanach!

    Najłatwiej tam trafić jadąc od Starej Huty w stronę Wielkiego Działu. Gdy miniemy betonową konstrukcję z czasów PRLu, jedziemy dalej cały czas polną drogą. Dojeżdżamy do skrzyżowania i skraju lasu, jedziemy dalej prosto wjeżdżając w las. Dojeżdżamy do rozwidlenia dróg, na prawo będzie asfaltowa droga, my udajemy się w lewo. Następnie bacznie obserwujemy prawą stronę, aż znajdziemy rozwidlenie dróg, wtedy skręcamy w prawo na połoninę dahańską. Jesteśmy na miejscu! ➡️

    opracowanie – GC