• Przez Ziemię Lubaczowską – historyczny przewodnik

    II Wojna Światowa zniszczyła Polskę, szczególnie ucierpiała część wschodnia, gdzie widmo UPA unosiło się jeszcze w latach 50tych. Z perspektywy Rzeszowa Ziemia Lubaczowska widziana była wtedy jako dziki wschód. Ludzie bali się zapuszczać w lasy, czy w okolice wysiedlonych wsi ukraińskich, bo nadal można było się natknąć na niedobitków z UPA.

     

    Dopiero w latach 60tych zrodziła się idea, by zacząć organizować ruch turystyczny. Do tego czasu nie było w regionie praktycznie żadnej infrastruktury turystycznej. W 1962 roku powstał pierwszy przewodnik turystyczny związany z lubaczowszczyzną, autorami byli Włodzimierz Czarnecki i Konstanty Kopf. Przewodnik „Przez Ziemię Lubaczowską” jest dziś trudny do zdobycia, w Internecie nie ma miejsca, gdzie można go kupić, nawet trudno znaleźć jakieś informacje o nim. W naszym posiadaniu znajduje się 3 egzemplarze tego przewodnika… i jeden z nich będziemy chcieli Wam oddać w konkursie, który niebawem ogłosimy 🙂

  • Wodospad na Dublenie czyli Kaskady Dublenu w Dolinie Dublenu

    Wodospad na Dublenie czyli Kaskady Dublenu w Dolinie Dublenu

    O tym wodospadzie usłyszeć można było już od starych turystów, którzy trafiali na Ziemię Lubaczowską w latach 80tych i wcześniej. Byli to pierwsi eksploratorzy regionu, którzy dzielili się swoimi znaleziskami ze znajomymi, którzy zauroczeni opowieściami na temat wędrówek po ogromnych wąwozach Doliny Dublenu także ruszali na poszukiwania, mając za wskazówki tylko „gdzieś na północ od Nowin Horynieckich”.

    Od razu trochę danych jak tam trafić. Najprościej udać się na tak zwaną drugą stronę Nowin Horynieckich. Od ściany lasu idziemy około 600 metrów przez wieś, teraz jest tam już asfalt. Następnie trafimy na boczną polną drogę pod górę, którą idziemy około 400 metrów. Warto oglądać się czasem do tyłu, bowiem pokazywać się będą nam fantastyczne widoki! Widać stąd Horyniec-Zdrój i daleko na horyzoncie góry w okolicy Przemyśla.

    Gdy przejdziemy około 250 metrów, będziemy mieć drogę w bok na prawo, ale ignorujemy ją, idziemy dalej aż do ściany lasu. Przed nami mały wąwóz. Idziemy dalej drogą w prawo i przechodzimy go za chwilę skręcając w lewo. Tutaj zatrzymujemy się. Żeby uniknąć błądzenia, najlepiej wejść na górę, którą mamy przed sobą i z niej zejść do najbliższego wąwozu. To około 400 metrów do przejścia. Ponieważ nie ma tam znaków, ani szczególnie charakterystycznych punktów, to jak zobaczymy wąwóz w którym płynie strumyk, musimy poszukać tego wodospadu, powodzenia 🙂

    Wąwóz w którym znajduje się wodospad ma około 10 metrów głębokości. Sam wodospad ma około 1,7 m wysokości, metr szerokości i około 3,5 m długości. W pomiarach mogą być różnice pojedynczych centymetrów. Można go uznać za najwyższy naturalny wodospad na Ziemi Lubaczowskiej i także Roztoczu. Trudno jednoznacznie nazwać ten wodospad, jedni używają określenia kaskady, bowiem spływa kaskadowo, inni wodospadem typu ślizgowego. Skały, które tworzą wodospad są bardzo kruche, są to gezy, dlatego bardzo prosimy o niechodzenie po nim! Nie tylko dlatego, że można go zniszczyć, ale także można bardzo łatwo się pośliznąć i zrobić krzywdę! I kto nas znajdzie w takim wąwozie gdy sobie coś złamiemy i nie będzie można wyjść? Prosimy o rozwagę i podziwianie obiektu, a nie chodzenie po nim.

    Kaskady Dublenu to jeden z głównych obiektów dla zwiedzenia dla pasjonatów Roztocza.

    opracowanie: GC

  • Dzieła Eugeniusza Muchy na Ziemi Lubaczowskiej

    Nieżyjący już malarz artysta Eugeniusz Mucha, który pochodził z okolic Rzeszowa, studiował na krakowskiej ASP tuż po II Wojnie Światowej, gdy w sztuce panował realizm socjalistyczny. Jednakże Eugeniusz Mucha po ukończeniu studiów postanowił odrzucić szkolną konwencję i zaczął poszukiwać natchnienia w kulturze i sztuce ludowej. Był zachwycony jej autentycznością i prostotą środków wyrazu. Z biegiem czasu dorobił się wiernego grona wielbicieli i wszedł w kanon polskiej sztuki. Więcej o artyście możecie poczytać na stronie: culture.pl Dlaczego wspominamy o nim tutaj? Powód jest prosty, na Ziemi Lubaczowskiej zostawił po sobie trzy ślady, są to trzy świątynie, gdzie są jego malowidła! Znajdziemy je w kościele w Oleszycach, Potoku Jaworowskim i byłej cerkwi w Starym Lublińcu, obecnie pełniącej rolę kościoła. Trudno jest opisać jego dzieła w tych świątyniach. Dla wielbicieli sztuki są to prawdziwe rarytasy. Przedstawiamy Wam kilka fotografii ze Starego Lublińca, które pokazują niezwykłą cechę, którą charakteryzuje jego sztuka, czyli prostota wyrazu.

  • Dahany – kultowe miejsce Ziemi Lubaczowskiej

    Przygotowaliśmy dla Was artykuł niezwykły, opisujący miejsce kultowe dla pasjonatów regionu. Oto artykuł na temat Dahanów. Oceńcie sami, czy udało się nam Was zafascynować tym miejscem 🙂

    Dahany to nieistniejąca wieś, która opustoszała w 1947 roku po Akcji Wisła. Przed wojną było tam 35 gospodarstw, dziś po wsi zostały dwa kamienne krzyże, rumowiska po rozebranych domach ze zdziczałymi sadami i… bajkowe krajobrazy śródleśnej dahańskiej polany. Widać z niej największe wzniesienia Roztocza, których kumulacją są Długi i Krągły Goraj od wschodu, Wielki Dział od zachodu i daleko na południowy wschód Wołkowica pod Rawą Ruską.

    Dzięki starym mapom, możemy odczytać wiele ciekawostek związanych z Dahanami. Przed rozbiorami wieś była częścią Starej Huty, potem włączona została do Werchraty i leżała na zachodnim jej krańcu, graniczyła ze Starą Hutą i Starym Brusnem. Na granicy wsi były kiedyś kopce graniczne, na niektórych rosły okazałe sosny. Wieś położona została w dolinie potoku Werchowina, w okolicy którego były rozległe bagna, od południa i zachodu wieś położona była u stóp jednego z największych pagórów Roztocza, czyli Wielkiego Działu (nazywanego przez miejscowych Gił). W okolicy strumienia rosły lasy sosnowe, a w rejonie pagórów bukowe.

    W Dahanach znajdziemy dwa kamienne krzyże. Jeden w zachodniej części wsi, na skraju łąki obok nieistniejącej już drogi z inskrypcją: „Krzyżowi Twojemu kłaniamy się Władco i święte Twoje zmartwychwstanie wysławiamy 1860„. Drugi krzyż stoi w okolicy granicy Werchraty i dawnego Starego Brusna, we wschodniej części wsi, być może był tutaj kiedyś kopiec graniczny. Oto inskrypcja: „Zbaw Panie lud Twój i błogosław dziedzictwu Twemu 1917” – Przy tym krzyżu znajdziemy też kawałek kamienia, na którym widać stopy, zapewne jest to element kamiennej figury, może w Dahanach była jakaś kapliczka z figurą Maryi?

    Dahany to miejsce kultowe dla pasjonatów turystyki, bowiem w latach 60tych utworzono tutaj szlak, któremu nadano nazwę „Południowy” i znakowano kolorem żółtym. Turyści byli wtedy uzbrojeni tylko w przewodniki, takie jak na przykład „Województwo Rzeszowskie Przewodnik” Stanisława Kłosa. Jednym z celów turystów było wtedy szukanie miejsc, gdzie mogli by zdobyć pieczątkę lokalną, lub ze zorganizowanego rajdu, czy złazu przez PTTK. Wielu lubiło takie pieczątki nabijać sobie właśnie w przewodnikach. Może ktoś ma taką pieczątkę z lat 70tych lub 60tych ze złazu z terenu Ziemi Lubaczowskiej? 🙂

    Szlak „Południowy” zaczynał się w Suścu, biegł przez Narol, Horyniec w kierunku Jarosławia. Dziś już nie istnieje. Szczególnie atrakcyjny był na odcinku z Narola do Horyńca, bowiem biegł przez mało znane wtedy pagóry Roztocza Południowego, gdzie było dużo wysiedlonych wsi. Jedną z nich były Dahany. Turyści podążając szlakiem, przechodzili w okolicy tej nieistniejącej wsi i mogli nocować w tej okolicy pod namiotami. Dziś takim szczególnym miejscem postoju jest skraj lasu z betonowym korytem, niewielu wie skąd się ono tam wzięło…

    …w okresie PRLu, gdy PGRy się rozwijały, zapadała decyzja, że PGR w Starej Hucie wybuduje schronienie na lato dla jałówek, które się pasły na łąkach dahańskich, żeby ich nie pędzić do wsi, postanowiono wybudować na miejscu wiatę i betonowe poidło, całość ogrodzono. Na zimę jałówki wracały do obory w Starej Hucie. To są widoki, których my już nie zobaczymy, stado krów i potężna wiata pod lasem.

    Z czasem miejsce zaczęło rozgrzewać wyobraźnię fascynatów fotografii. Często ścielące się mgły nad łąkami w dole, piętra lasu na jesień mieniące się kaskadą barw zżółkniętych i poczerwieniałych liści i roztoczańskie pagóry. Mamy dla Was malutki smaczek tych widoków na naszych zdjęciach, zrobionych o świcie w Dahanach!

    Najłatwiej tam trafić jadąc od Starej Huty w stronę Wielkiego Działu. Gdy miniemy betonową konstrukcję z czasów PRLu, jedziemy dalej cały czas polną drogą. Dojeżdżamy do skrzyżowania i skraju lasu, jedziemy dalej prosto wjeżdżając w las. Dojeżdżamy do rozwidlenia dróg, na prawo będzie asfaltowa droga, my udajemy się w lewo. Następnie bacznie obserwujemy prawą stronę, aż znajdziemy rozwidlenie dróg, wtedy skręcamy w prawo na połoninę dahańską. Jesteśmy na miejscu! ➡️

    opracowanie – GC

  • Kultowa Stodoła na Chmielach

    Co takiego kultowego jest w tej samotnej stodole na pustkowiu, w okolicy nieistniejących już wsi, takich jak Chmiele, czy Lasowa? Postaramy się choć częściowo wyjaśnić Wam tę sprawę.

    W latach 60tych ubiegłego wieku postanowiono oznakować nowy szlak, według pomysłodawców miał biegnąć od Suśca, przez Narol, do Horyńca i dalej w kierunku Jarosławia. Nadano mu kolor żółty i nazwę „południowy”. Dziś ten szlak już nie istnieje. Szczególnie atrakcyjny był na odcinku z Narola do Horyńca, bowiem biegł przez mało komu znane wtedy pagóry Roztocza, gdzie było dużo wysiedlonych wsi. Wtedy dosłownie miało się wrażenie, że przed chwilą mieszkali tu ludzie, a miejscowi nadal bali się, że gdzieś tam nadal chowają się w swoich ziemiankach Ukraińcy z UPA.

     

    Interesujący nas odcinek tego szlaku, to droga z betonowych płyt w okolicach nieistniejących wsi Chmiele i Lasowa. Tutaj, przy żeliwnym krzyżu na kamiennym postumencie było skrzyżowanie dróg, gdzie postawiono w latach 60tych ogromną stodołę na siano.

    Stodoła przy szlaku była dla wielu miejscem do odpoczynku a nawet snu. Z biegiem czasu zaczęto ją nazywać „Kultową Stodołą”. Skąd ta nazwa? By to zrozumieć, trzeba sobie wyobrazić, jak wyglądała turystyka niemal pół wieku temu. Wtedy nie było noclegów, napojów w plastikowych butelkach, komórek i rozbudowanej infrastruktury turystycznej. Wychodziło się na szlak i dążyło do wybranego miejsca, by tam odpocząć, czy przenocować, często w surowych warunkach. Dla wielu takim miejscem była właśnie stodoła na pustkowiu, w okolicy nieistniejącej wsi Chmiele. Niektórzy podróżowali w towarzystwie przyjaciół, wtedy taka miejscówka była szczególnym miejscem do imprezy plenerowej. Palono ognisko, bawiono się przy nim i śpiewano. Dla par była to nieznośnie romantyczna okolica, w nocy można było podziwiać rozgwieżdżone niebo i potem usnąć razem na sianie w stodole.

     

    Trochę historii

    Przed wojną, okolica gdzie stoi stodoła, to były pola gospodarzy z Chmieli i Lasowej (przysiółki Starego Brusna). Wokół nie było lasu jak teraz, tylko same pola i łąki, szczególnie w wąwozach. Gospodarze mieszkający w okolicy mieli głównie owce i kozy, bo te zwierzęta najlepiej były przystosowane do wypasu na pagórach i w dolinach. Gdy po wojnie wysiedlono stąd mieszkańców, założono PGR w miejscu gdzie jest teraz stadnina koni. Ponieważ teren nadawał się głównie pod hodowlę owiec, to w PGRze postanowiono je hodować. Byli tam zatrudnieni pasterze, co zajmowali się wypasem. Swoje pastwisko mieli właśnie na Chmielach. Duża ilość tych zwierząt spowodowała to, że pojawiły się wilki i zagnieździły w dolinach w okolicy Chmieli. By je odstraszyć, robiono „pukawki na karbid”. Podczas lata na łąkach koszono trawę i suszono siano, podjęto decyzję, że najlepiej będzie, jak na Chmielach będzie stodoła do przechowywania siana, wybudowano ją w latach 60tych. W zimie jak trzeba było siana, to je stamtąd przywożono. W okolicy lat 70tych i 80tych hodowla owiec przestała być opłacalna. Z biegiem czasu powstała stadnina koni.
    Chmiele dziczały, zarastały wysoką trawą, zielskiem, aż zaczęto tam uprawiać ziemię, sporadycznie stodoła była wykorzystywana do przechowywania słomy ze zbóż, teraz się tego już nie robi. Stodoła obecnie niszczeje i jest z biegiem czasu coraz bardziej niebezpieczna, bowiem w każdej chwili może coś spaść z dachu. Przy oglądaniu jej okolicy warto uważać.

    Aby dojść do kultowej stodoły, skorzystaj z naszej mapki ➡️

    GC

  • Najstarszy kamienny krzyż bruśnieński

    Opisywany tutaj obiekt, to absolutny rarytas regionalny, znalezienie takiego krzyża dla pasjonata regionu, to jak trafić szóstkę w totka. Takim szczęśliwcem jest Michał Kołodziej. W poszukiwaniu poroża w okolicy nieistniejącej wsi Szałasy trafił na dziwny kamień, porośnięty mchem, mający ślady obróbki, był częściowo przysypany ziemią. Wiedziony ciekawością postanowił go odkopać, okazało się, że to kamienny krzyż.

    Szałasy (Sałasze) to przysiółek Starego Brusna, w jego okolicy znajdywały się najstarsze kamieniołomy, skąd wydobywano kamień do wyrobu żaren, kół młyńskich i do celów budowlanych. Obecnie eksploatowany kamieniołom nawet jeszcze po II Wojnie Światowej był miejscem, gdzie mieszkańcy Brusna mieli swoje pola i łąki, dopiero w czasach PRLu usytuowano na zachodnim czole Góry Brusno kamieniołom i rozpoczęła się intensywna eksploatacja. Dlatego większość ludzi niezwiązanych z regionem, zaczęła kamieniołom z Góry Brusno uważać za ten pierwotny, nie mając pojęcia o istnieniu tego w okolicy Szałasów (zaznaczony już na mapie katastralnej z 1854 roku, na tej mapie Góra Brusno to wąskie paski pól, łąk i nieużytków).

    Pierwsze wzmianki o eksploatacji kamienia w Bruśnie pochodzą z połowy XVII wieku i wtedy też mają miejsce najazdy Tatarskie na te okolice, najbardziej znany, który przyniósł najwięcej strat był w 1672 roku. Trudno wywnioskować, z jakiego powodu został postawiony ten krzyż. Możemy tylko przypuszczać, że jedyną możliwością umieszczenia krzyża z dala od świątyni i cmentarza, mogła być zbiorowa mogiła. Śmierć mieszkańców wsi podczas najazdu i potrzeba pochowania ludzi, jeżeli to był rok 1672, gdy spalona była cerkiew, sprawiała, że zakopano ludzi w zbiorowej mogile za wsią w rozwidleniu dróg, czyli miejscu, które nie było użytkowane. Właśnie w takich miejscach zazwyczaj stawiano mogiły, czy też krzyże pamiątkowe.

    Teraz najważniejsza sprawa, czyli co wskazuje na to, że jest to najstarszy kamienny krzyż bruśnieński? Najważniejsza wskazówka to miejsce, krzyż znajdziemy w okolicy najstarszych kamieniołomów, czyli funkcjonować tu musieli ludzie, którzy znali technikę obróbki twardego kamienia, skoro potrafili wykuć koła, to zrobienie krzyża nie powinno sprawić im żadnego problemu. Gdy przyglądniemy się bliżej krzyżowi, zobaczymy, że ma dość specyficzną strukturę, widać w nim duże białe kółka, to muszelki. Oględziny obiektu wykazały, że z prawej strony mamy mechaniczne uszkodzenia. Gdy porównamy lewe ramie do prawego, zobaczymy że lewe jest zaokrąglone i większe, to dlatego, że prawe jest obite, tak jak cały tył tej strony. Po krzyżu widać, że długo leżał w ziemi na boku, tylko kawałek wystawał, stąd przez dziesiątki lat nikt o nim nie wiedział. Krzyż ma archaiczną formę i należy do najstarszego typu, bowiem nie ma kamiennej podstawy (nie widać na spodzie trzonu krzyża śladów po czopie) i najprawdopodobniej był wbity bezpośrednio do połowy w ziemię. Zapewne z biegiem czasu przechylił się i przewrócił.

    Dziś odkrywamy ten krzyż na nowo, od razu dostaje on status najważniejszego, bo najprawdopodobniej najstarszego kamiennego krzyża bruśnieńskiego i na pewno powinien zainteresować badaczy historii i kamieniarki. Chcieliśmy tutaj zaznaczyć, że tak jak w przypadku odkrycia na nowo tego krzyża przez Michała Kołodzieja, liczymy na kontakt pasjonatów z nami, albo współpracujących z nami serwisami takie jak kamiennekrzyze.pl, którzy chcieliby podzielić się swoimi mniejszymi czy większymi odkryciami z terenu ziemi lubaczowskiej.

    Aby znaleźć ten krzyż, trzeba zabawić się w poszukiwacza. Nowy system w mapach google utrudnia precyzyjne ustawienie punktu w miejscach, gdzie nie ma miejsc orientacyjnych. Krzyża należy szukać przy starej drodze, która prowadziła w okolicę kamieniołomu w Szałasach, nieopodal zabudowań wsi, zainteresowanych dokładniejszymi wskazówkami zapraszamy do kontaktu przez fb lub Instagram ziemialubaczowska.pl podpowiemy jak znaleźć krzyż ➡️

    GC

  • Tak wyglądała drewniana cerkiew w Nowym Lublińcu!

     

    Jest to unikalne przedstawienie drewnianej cerkwi z Nowego Lublińca. Świątynia ta podczas I Wojny Światowej spłonęła, gdy trafił w nią pocisk artyleryjski. Dziś możemy się dowiedzieć jak wyglądała, dzięki pocztówce wydanej w okolicy 1909 roku. Pierwsza drewniana cerkiew w Nowym Lublińcu zbudowana była już dwa lata po założeniu wsi w 1569 roku przez starostę lubaczowskiego Jerzego Jazłowieckiego. Niestety została spalona przez Tatarów podczas najazdu w 1672 roku, przetrwała wtedy cudem otoczona w Lublińcu kultem ikona Matki Bożej. Następną świątynię postawiono już w 1676 roku, fundatorem był proboszcz Jan Skoteński i parafianie. Z biegiem czasu świątynia była remontowana i rozbudowywana. Dach z gontów zastąpiono blachą, dobudowano też boczne skrzydła nadając jej plan krzyża.

     

    Kolejne przedstawienie z tej pocztówki pokazuje widok na ulicę Dachnowską w Cieszanowie. Zobaczymy na niej drogę z chodnikami i w oddali obelisk postawiony ku pamięci króla Jana III Sobieskiego w 200-setną rocznicę odsieczy Wiednia.

     

    Trzeci, to widok na rynek i cerkiew cieszanowską (postawiona w 1900 roku). Widać na niej niezwykle ciekawą parterową zabudowę cieszanowskiego rynku. Gdyby tego typu budynki przetrwały do dziś w Cieszanowie, rynek byłby niezwykle atrakcyjnym miejscem do zwiedzania.

    Poniżej cała pocztówka, z ciekawymi dodatkowymi elementami graficznymi:

     

    pocztówka pochodzi ze zbiorów polona.pl (domena publiczna), fakty związane z cerkwią lubliniecką zostały skonfrontowane z najlepszym naszym zdaniem źródłem odnośnie cerkwi ziemi lubaczowskiej: „Zabytkowa Architektura Cerkiewna Ziemi Lubaczowskiej” autorstwa Janusza Mazura. Opracowanie tematu Grzegorz Ciećka

  • Niedźwiedzie – Nieistniejąca wieś

    Niedźwiedzie (Niedzwiedza) położone były na prawym brzegu strumienia Rata i był to przysiółek Werchraty, gdzie przed wojną było 12 numerów domów. W ramach wysiedleń ukraińskiej ludności, której ostatnim etapem była „Akcji Wisła” wieś przestała istnieć. Dziś ta nieistniejąca już wieś nie była by warta wspominania, gdyby nie zostało po niej kilka ciekawostek.

     

    Najłatwiej się zorientować, że jest się na terenie nieistniejącej wsi po tym, że w lesie znajdziemy drzewa owocowe po dawnych sadach i wiekowe lipy, które kiedyś rosły przy drogach. Najbardziej charakterystycznym elementem, po którym poznamy tę wieś są dwa kamienne słupy, jakie do dziś przetrwały po ogrodzeniu jednego z gospodarstw. Od razu rzucą się w oczy też rumowiska kamieni i doły po zawalonych piwniczkach i piecowiska, czyli resztki pieców domowych, które były murowane i często jako jedyne elementy trwałe zostały po drewnianych domach.

     

    Przed wsią od strony Werchraty stoi kamienny krzyż z 1902 roku, nieznany jest jego fundator, znajdziemy na nim tylko formułę modlitewną: „Zbaw Panie lud Twój i błogosław”. Więcej o krzyżu TUTAJ. Kolejną ciekawostką związaną z Niedźwiedziami jest jeden z mniejszych kamieniołomów, na którego skraju znajdziemy tajemniczy Diabelski Kamień. Na terenie nieistniejącej wsi Niedźwiedzie znajdziemy też ciekawostkę botaniczną, rozsiała się tam kłokoczka południowa, której nasiona były kiedyś używane do wyrobu różańców. Roślina ta miała też szerokie zastosowanie w wierzeniach Słowian, potem wiele zwyczajów związanych z tą rośliną przeniknęło do chrześcijaństwa. Wytwarzano z tego drzewa też krzyżyki, figurki, ozdobne palmy wielkanocne i wianki.

     

    Niedźwiedzie jak widać są niezwykłą wsią, z jednej strony mamy tutaj bardzo ważną roślinę używaną do celów religijnych i magicznych, a niedaleko Diabelski Kamień. Rumowiska po nieistniejących już domostwach, które usytuowane były na skraju pagóra, wiekowe lipy, razem tworzą niezwykły melancholijny klimat, musiało tu być przed wojną przepięknie! Do tego nazwa wsi, kojarząca się z niedźwiedziami, które zapewne dawno temu grasowały po okolicznych lasach i chroniły się w okolicznych jaskiniach.

    GC