Tag: ziemia lubaczowska

  • Przez Ziemię Lubaczowską – historyczny przewodnik

    II Wojna Światowa zniszczyła Polskę, szczególnie ucierpiała część wschodnia, gdzie widmo UPA unosiło się jeszcze w latach 50tych. Z perspektywy Rzeszowa Ziemia Lubaczowska widziana była wtedy jako dziki wschód. Ludzie bali się zapuszczać w lasy, czy w okolice wysiedlonych wsi ukraińskich, bo nadal można było się natknąć na niedobitków z UPA.

     

    Dopiero w latach 60tych zrodziła się idea, by zacząć organizować ruch turystyczny. Do tego czasu nie było w regionie praktycznie żadnej infrastruktury turystycznej. W 1962 roku powstał pierwszy przewodnik turystyczny związany z lubaczowszczyzną, autorami byli Włodzimierz Czarnecki i Konstanty Kopf. Przewodnik „Przez Ziemię Lubaczowską” jest dziś trudny do zdobycia, w Internecie nie ma miejsca, gdzie można go kupić, nawet trudno znaleźć jakieś informacje o nim. W naszym posiadaniu znajduje się 3 egzemplarze tego przewodnika… i jeden z nich będziemy chcieli Wam oddać w konkursie, który niebawem ogłosimy 🙂

  • Dzieła Eugeniusza Muchy na Ziemi Lubaczowskiej

    Nieżyjący już malarz artysta Eugeniusz Mucha, który pochodził z okolic Rzeszowa, studiował na krakowskiej ASP tuż po II Wojnie Światowej, gdy w sztuce panował realizm socjalistyczny. Jednakże Eugeniusz Mucha po ukończeniu studiów postanowił odrzucić szkolną konwencję i zaczął poszukiwać natchnienia w kulturze i sztuce ludowej. Był zachwycony jej autentycznością i prostotą środków wyrazu. Z biegiem czasu dorobił się wiernego grona wielbicieli i wszedł w kanon polskiej sztuki. Więcej o artyście możecie poczytać na stronie: culture.pl Dlaczego wspominamy o nim tutaj? Powód jest prosty, na Ziemi Lubaczowskiej zostawił po sobie trzy ślady, są to trzy świątynie, gdzie są jego malowidła! Znajdziemy je w kościele w Oleszycach, Potoku Jaworowskim i byłej cerkwi w Starym Lublińcu, obecnie pełniącej rolę kościoła. Trudno jest opisać jego dzieła w tych świątyniach. Dla wielbicieli sztuki są to prawdziwe rarytasy. Przedstawiamy Wam kilka fotografii ze Starego Lublińca, które pokazują niezwykłą cechę, którą charakteryzuje jego sztuka, czyli prostota wyrazu.

  • Kultowa Stodoła na Chmielach

    Co takiego kultowego jest w tej samotnej stodole na pustkowiu, w okolicy nieistniejących już wsi, takich jak Chmiele, czy Lasowa? Postaramy się choć częściowo wyjaśnić Wam tę sprawę.

    W latach 60tych ubiegłego wieku postanowiono oznakować nowy szlak, według pomysłodawców miał biegnąć od Suśca, przez Narol, do Horyńca i dalej w kierunku Jarosławia. Nadano mu kolor żółty i nazwę „południowy”. Dziś ten szlak już nie istnieje. Szczególnie atrakcyjny był na odcinku z Narola do Horyńca, bowiem biegł przez mało komu znane wtedy pagóry Roztocza, gdzie było dużo wysiedlonych wsi. Wtedy dosłownie miało się wrażenie, że przed chwilą mieszkali tu ludzie, a miejscowi nadal bali się, że gdzieś tam nadal chowają się w swoich ziemiankach Ukraińcy z UPA.

     

    Interesujący nas odcinek tego szlaku, to droga z betonowych płyt w okolicach nieistniejących wsi Chmiele i Lasowa. Tutaj, przy żeliwnym krzyżu na kamiennym postumencie było skrzyżowanie dróg, gdzie postawiono w latach 60tych ogromną stodołę na siano.

    Stodoła przy szlaku była dla wielu miejscem do odpoczynku a nawet snu. Z biegiem czasu zaczęto ją nazywać „Kultową Stodołą”. Skąd ta nazwa? By to zrozumieć, trzeba sobie wyobrazić, jak wyglądała turystyka niemal pół wieku temu. Wtedy nie było noclegów, napojów w plastikowych butelkach, komórek i rozbudowanej infrastruktury turystycznej. Wychodziło się na szlak i dążyło do wybranego miejsca, by tam odpocząć, czy przenocować, często w surowych warunkach. Dla wielu takim miejscem była właśnie stodoła na pustkowiu, w okolicy nieistniejącej wsi Chmiele. Niektórzy podróżowali w towarzystwie przyjaciół, wtedy taka miejscówka była szczególnym miejscem do imprezy plenerowej. Palono ognisko, bawiono się przy nim i śpiewano. Dla par była to nieznośnie romantyczna okolica, w nocy można było podziwiać rozgwieżdżone niebo i potem usnąć razem na sianie w stodole.

     

    Trochę historii

    Przed wojną, okolica gdzie stoi stodoła, to były pola gospodarzy z Chmieli i Lasowej (przysiółki Starego Brusna). Wokół nie było lasu jak teraz, tylko same pola i łąki, szczególnie w wąwozach. Gospodarze mieszkający w okolicy mieli głównie owce i kozy, bo te zwierzęta najlepiej były przystosowane do wypasu na pagórach i w dolinach. Gdy po wojnie wysiedlono stąd mieszkańców, założono PGR w miejscu gdzie jest teraz stadnina koni. Ponieważ teren nadawał się głównie pod hodowlę owiec, to w PGRze postanowiono je hodować. Byli tam zatrudnieni pasterze, co zajmowali się wypasem. Swoje pastwisko mieli właśnie na Chmielach. Duża ilość tych zwierząt spowodowała to, że pojawiły się wilki i zagnieździły w dolinach w okolicy Chmieli. By je odstraszyć, robiono „pukawki na karbid”. Podczas lata na łąkach koszono trawę i suszono siano, podjęto decyzję, że najlepiej będzie, jak na Chmielach będzie stodoła do przechowywania siana, wybudowano ją w latach 60tych. W zimie jak trzeba było siana, to je stamtąd przywożono. W okolicy lat 70tych i 80tych hodowla owiec przestała być opłacalna. Z biegiem czasu powstała stadnina koni.
    Chmiele dziczały, zarastały wysoką trawą, zielskiem, aż zaczęto tam uprawiać ziemię, sporadycznie stodoła była wykorzystywana do przechowywania słomy ze zbóż, teraz się tego już nie robi. Stodoła obecnie niszczeje i jest z biegiem czasu coraz bardziej niebezpieczna, bowiem w każdej chwili może coś spaść z dachu. Przy oglądaniu jej okolicy warto uważać.

    Aby dojść do kultowej stodoły, skorzystaj z naszej mapki ➡️

    GC

  • Najstarszy kamienny krzyż bruśnieński

    Opisywany tutaj obiekt, to absolutny rarytas regionalny, znalezienie takiego krzyża dla pasjonata regionu, to jak trafić szóstkę w totka. Takim szczęśliwcem jest Michał Kołodziej. W poszukiwaniu poroża w okolicy nieistniejącej wsi Szałasy trafił na dziwny kamień, porośnięty mchem, mający ślady obróbki, był częściowo przysypany ziemią. Wiedziony ciekawością postanowił go odkopać, okazało się, że to kamienny krzyż.

    Szałasy (Sałasze) to przysiółek Starego Brusna, w jego okolicy znajdywały się najstarsze kamieniołomy, skąd wydobywano kamień do wyrobu żaren, kół młyńskich i do celów budowlanych. Obecnie eksploatowany kamieniołom nawet jeszcze po II Wojnie Światowej był miejscem, gdzie mieszkańcy Brusna mieli swoje pola i łąki, dopiero w czasach PRLu usytuowano na zachodnim czole Góry Brusno kamieniołom i rozpoczęła się intensywna eksploatacja. Dlatego większość ludzi niezwiązanych z regionem, zaczęła kamieniołom z Góry Brusno uważać za ten pierwotny, nie mając pojęcia o istnieniu tego w okolicy Szałasów (zaznaczony już na mapie katastralnej z 1854 roku, na tej mapie Góra Brusno to wąskie paski pól, łąk i nieużytków).

    Pierwsze wzmianki o eksploatacji kamienia w Bruśnie pochodzą z połowy XVII wieku i wtedy też mają miejsce najazdy Tatarskie na te okolice, najbardziej znany, który przyniósł najwięcej strat był w 1672 roku. Trudno wywnioskować, z jakiego powodu został postawiony ten krzyż. Możemy tylko przypuszczać, że jedyną możliwością umieszczenia krzyża z dala od świątyni i cmentarza, mogła być zbiorowa mogiła. Śmierć mieszkańców wsi podczas najazdu i potrzeba pochowania ludzi, jeżeli to był rok 1672, gdy spalona była cerkiew, sprawiała, że zakopano ludzi w zbiorowej mogile za wsią w rozwidleniu dróg, czyli miejscu, które nie było użytkowane. Właśnie w takich miejscach zazwyczaj stawiano mogiły, czy też krzyże pamiątkowe.

    Teraz najważniejsza sprawa, czyli co wskazuje na to, że jest to najstarszy kamienny krzyż bruśnieński? Najważniejsza wskazówka to miejsce, krzyż znajdziemy w okolicy najstarszych kamieniołomów, czyli funkcjonować tu musieli ludzie, którzy znali technikę obróbki twardego kamienia, skoro potrafili wykuć koła, to zrobienie krzyża nie powinno sprawić im żadnego problemu. Gdy przyglądniemy się bliżej krzyżowi, zobaczymy, że ma dość specyficzną strukturę, widać w nim duże białe kółka, to muszelki. Oględziny obiektu wykazały, że z prawej strony mamy mechaniczne uszkodzenia. Gdy porównamy lewe ramie do prawego, zobaczymy że lewe jest zaokrąglone i większe, to dlatego, że prawe jest obite, tak jak cały tył tej strony. Po krzyżu widać, że długo leżał w ziemi na boku, tylko kawałek wystawał, stąd przez dziesiątki lat nikt o nim nie wiedział. Krzyż ma archaiczną formę i należy do najstarszego typu, bowiem nie ma kamiennej podstawy (nie widać na spodzie trzonu krzyża śladów po czopie) i najprawdopodobniej był wbity bezpośrednio do połowy w ziemię. Zapewne z biegiem czasu przechylił się i przewrócił.

    Dziś odkrywamy ten krzyż na nowo, od razu dostaje on status najważniejszego, bo najprawdopodobniej najstarszego kamiennego krzyża bruśnieńskiego i na pewno powinien zainteresować badaczy historii i kamieniarki. Chcieliśmy tutaj zaznaczyć, że tak jak w przypadku odkrycia na nowo tego krzyża przez Michała Kołodzieja, liczymy na kontakt pasjonatów z nami, albo współpracujących z nami serwisami takie jak kamiennekrzyze.pl, którzy chcieliby podzielić się swoimi mniejszymi czy większymi odkryciami z terenu ziemi lubaczowskiej.

    Aby znaleźć ten krzyż, trzeba zabawić się w poszukiwacza. Nowy system w mapach google utrudnia precyzyjne ustawienie punktu w miejscach, gdzie nie ma miejsc orientacyjnych. Krzyża należy szukać przy starej drodze, która prowadziła w okolicę kamieniołomu w Szałasach, nieopodal zabudowań wsi, zainteresowanych dokładniejszymi wskazówkami zapraszamy do kontaktu przez fb lub Instagram ziemialubaczowska.pl podpowiemy jak znaleźć krzyż ➡️

    GC

  • Tak wyglądała drewniana cerkiew w Nowym Lublińcu!

     

    Jest to unikalne przedstawienie drewnianej cerkwi z Nowego Lublińca. Świątynia ta podczas I Wojny Światowej spłonęła, gdy trafił w nią pocisk artyleryjski. Dziś możemy się dowiedzieć jak wyglądała, dzięki pocztówce wydanej w okolicy 1909 roku. Pierwsza drewniana cerkiew w Nowym Lublińcu zbudowana była już dwa lata po założeniu wsi w 1569 roku przez starostę lubaczowskiego Jerzego Jazłowieckiego. Niestety została spalona przez Tatarów podczas najazdu w 1672 roku, przetrwała wtedy cudem otoczona w Lublińcu kultem ikona Matki Bożej. Następną świątynię postawiono już w 1676 roku, fundatorem był proboszcz Jan Skoteński i parafianie. Z biegiem czasu świątynia była remontowana i rozbudowywana. Dach z gontów zastąpiono blachą, dobudowano też boczne skrzydła nadając jej plan krzyża.

     

    Kolejne przedstawienie z tej pocztówki pokazuje widok na ulicę Dachnowską w Cieszanowie. Zobaczymy na niej drogę z chodnikami i w oddali obelisk postawiony ku pamięci króla Jana III Sobieskiego w 200-setną rocznicę odsieczy Wiednia.

     

    Trzeci, to widok na rynek i cerkiew cieszanowską (postawiona w 1900 roku). Widać na niej niezwykle ciekawą parterową zabudowę cieszanowskiego rynku. Gdyby tego typu budynki przetrwały do dziś w Cieszanowie, rynek byłby niezwykle atrakcyjnym miejscem do zwiedzania.

    Poniżej cała pocztówka, z ciekawymi dodatkowymi elementami graficznymi:

     

    pocztówka pochodzi ze zbiorów polona.pl (domena publiczna), fakty związane z cerkwią lubliniecką zostały skonfrontowane z najlepszym naszym zdaniem źródłem odnośnie cerkwi ziemi lubaczowskiej: „Zabytkowa Architektura Cerkiewna Ziemi Lubaczowskiej” autorstwa Janusza Mazura. Opracowanie tematu Grzegorz Ciećka

  • Nieistniejąca drewniana cerkiew w Baszni Dolnej

     

    Niewiele jest fotografii, które przedstawiają drewniane cerkwie z ziemi lubaczowskiej sprzed I Wojny Światowej, akurat Basznia Dolna może się pochwalić tego typu unikatem. Tym bardziej jest to ciekawa fotografia, że w 1904 roku świątynia ta została rozebrana i postawiono obok nową murowaną.

    Stała w miejscu gdzie obecnie mamy ośrodek zdrowia w Baszni Dolnej, nową zaczęto budować obok, można uznać, że był to teren starego cmentarza, który przestał być użytkowany, zapewne ze względów sanitarnych, bowiem był w certum wioski i nowy został założony na północ od wsi. Dokładnie widać na załączonej mapie z 1854 roku, jak wyglądał wtedy teren.

     

    Fotografia z cerkwią pokazuje oprócz samej bryły świątyni także wiele innych ciekawostek. W oczy rzucają się ludzie ubrani w tradycyjne dla tego okresu stroje. Mężczyzna w dzwonnicy ma klasyczny biały fartuch, zapewne lniany, słomkowy kapelusz z dużym rondem. Widać, że cerkiew praktycznie jak wszystkie w regionie, otoczona była drewnianym parkanem, gdzie w kamienne słupy były wkładane duże deski. Widać, że świątynia jest wiekowa, bowiem dach ma dużo uzupełnień różniącym się gontem i niektóre elementy są podbijane blachą.

     

    Wydawałoby się, że niewiele można znaleźć informacji na temat tej nieistniejącej świątyni, tymczasem Karol Notz, znany galicyjski podróżnik, opisał ją w swoich notatkach, znajdziemy tam prawdziwe perły!:

    Za wsią jest pole zwane: „Cerkwisko”. Wedle opowiadania miał tam stać klasztor Bazylianów – ale od dawna już go nie ma. Cerkiew pod wezwaniem „Sobor Preświatoi Bohorodycy”, wedle tradycji jeszcze za czasów Starostwa Lubaczowskiego zbudowana, z drzewa, o trzech kopułach, ze sobotami, babiniec później przybudowany (fotografie się dołącza). W drzwiach wchodowych jest zamek w bardzo dobrym stanie, na który się cerkiew zamyka – z napisem rytym na zamku: za króla Władysława IV z r. 1646. Aby cały przeczytać trzeba by zamek oderwać. Zamek ten można dostać od księdza, gdyż stawiają obecnie nową cerkiew niedaleko, kosztem 42.000 złr. reńskich 0 5 kopułach – więc niektóre rzeczy mogą być dane do muzeum. Cerkiew stara jest z drzewa kłutego. Cerkiew cała płótnem wyłożona, malowana, bardzo ładna ornamentyka – malowidło jeszcze wyraźne i dość ciekawe, starsze – miejscami zniszczone. Ikonostas prześliczny – ornamentyka ładna nadzwyczajnie – wedle opowiadania z cerkwi zniesionej, bazylianów – styl prawdziwie bizantyjski. Jest stara kasa drewniana, do muru przybita, na stary zamek zamknięta. Są ładne obrazy starsze z końca 17 wieku – na drzewie malowane – malowidło niezłe. Na nich napisy, ale nieco starte, więc ciężko mi było odczytać, bo trzeba by zmywać. Ładne, stare lichtarze drewniane z rzeźbą i pozłacaniem. Stary drewniany ofiarnik.
    W zakrystyi: obraz z 8/9 1773 roku, „Wyobrażenie Koronacyi Cudownego obrazu”, na papierze, b. d. zachowany (przedstawiający klasztor poczajowski). W zakrystyi: są dwa duże, dość stare portrety. Jest drewniana tabliczka z rytym napisem: „Założena syja cerkow za Caria Konstantyna, dobudowałaś na światych praoteć i poświaszczena byść episkopom Gubiewiczom peremyskim i samborskim za Karola Wład. IV za metropolita Kijewskoho — Petra Mohyły. Zbudował seju cerkow Sobora Preśw. Bohorodycy Zacharyj Smolin rodycz rudeński lita 1644, misiacia Dekembria d. 15”.
    – Jest stara, ładna monstrancja posrebrzana z winogronami.
    – z ornatów ciekawy jeden, z kwiatami srebrnemi tkany.
    – z ksiąg cerkiewnych – są one z 17 wieku, nic szczególnego. Jest jedna pisana bez początku (3 stron), na niej r. 1748, co jest – to trudno poznać.
    Dzwonnica stara (fotografia) Dzwon jeden z r. AXNU4 drugi z 1765 trzeci z 1793

    Jak widać, Basznia ma jeszcze dużo ciekawostek do odkrycia, będziemy ich szukać ? Dla tych, którzy chcą dojechać na miejsce, polecamy mapkę, która Was tam doprowadzi ➡️

    fotografia pochodzi ze strony polona.pl mapa ze zbiorów Archiwum Państwowego w Przemyślu. Tekst na temat cerkwi z książki „Zabytki ziemi lubaczowskiej” Jadwiga Styrna i Agata Mamoń. Tekst opracował Grzegorz Ciećka 19.02.2017

  • Krzyż Alfreda Wittmanna

    Poznajcie historię samotnego krzyża w lasach Horyńca-Zdroju. Kiedyś tworzono o nim bajki, jakoby był to samotny grób lotnika, którego samolot zestrzelono podczas bitwy. Wielu też niepoprawnie lokalizuje go w Nowinach Horynieckich, tymczasem las w którym stoi krzyż, jest w obrębie Horyńca-Zdroju. Jeszcze kilka lat temu Lasy Państwowe po nowych nasadzeniach zagrodziły krzyż siatką, ale dzięki interwencji nie tylko udało się odgrodzić krzyż, postawiona została także tablica informacyjna i znaki, za co niebywale gorąco dziękuję ówczesnemu nadleśniczemu.

    Generalnie w Nowinach Horynieckich krzyż ten był znany i kojarzony z żołnierzem, który zmarł na I Wojnie Światowej, jednakże między innymi pan Zygmunt Stelmach z Nowin rozpowszechniał historyjkę z lotnikiem, który podczas wojny miał się tutaj rozbić, co było opisane nawet w jednej z książek. Spowodowało to, że do pewnego czasu Alfreda Wittmanna uważano za lotnika, co było czystą fikcją. Śmiało można powiedzieć, że pierwszą osobą, która zaczęła się interesować samotnym krzyżem, była pani Danuta Zarzycka z Horyńca-Zdroju, która miała kontakt z rodziną Alfreda z Niemczech. Poprosili ją, by zabezpieczyć specjalną farbą krzyż przed korozją i w miarę możliwości pamiętać o nim. Był on ogrodzony płotkiem i można było tam spotkać znicze. Na chwilę krzyż był odcięty od ludzi przez siatkę leśną, która chroniła młody las przed zwierzętami, ale dzięki staraniom udało się go odgrodzić. Z biegiem czasu pasjonaci regionu i historii I Wojny Światowej znaleźli sporo ciekawych informacji związanych z bitwą podczas wojny i samym Alfredem.

    20 czerwca pułk w którym służył podporucznik Alfred Wittmann rozpoczął działania ofensywne w okolicy Horyńca i Nowin Horynieckich, gdzie były mocno obsadzone pozycje wroga. Rosjanie postanowili zasadzić się na wzgórzach, co powodowało, że trudno było zdobyć ich pozycje. Dowódcy austriaccy mając rozkaz przełamania linii obrony Rosjan, musieli podjąć ryzyko dużych strat. Natarcie takie polegało na powolnym przemieszczaniu się żołnierzy do przodu, pod ciągłym ostrzałem, często czołgając się i szukając jakiejś osłony przed ogniem przeciwnika. Czasami żołnierze podbiegali kawałek i rzucali się na ziemię, podczas gdy koledzy dawali ogień osłonowy. Porucznik Wittmann podczas takiego podbiegania został śmiertelnie raniony.

    Z relacji nieżyjącej już mieszkanki Nowin Horynieckich, możemy się dowiedzieć, że w lasach Horyńca-Zdroju i Nowin Horynieckich były zbiorowe mogiły z czasów I Wojny zaznaczone barwinkiem i drewnianymi krzyżami. W roku 1923, kiedy Austriacy porządkowali cmentarzyska w Polsce z czasów Wielkiej Wojny, do Nowin przyjechała pani, ubrana wystawnie, na czarno, z dużym kapeluszem. Wzbudzała powszechne zainteresowanie. Była to pani Wittmann, która przywiozła ze sobą kamienny krzyż. Wygląda na to, że w momencie, gdy rozkopywano zbiorowe mogiły i identyfikowano żołnierzy, pani Wittmann postanowiła, by jej ostatni syn pozostał w miejscu, gdzie zginął, a nie na zbiorowym cmentarzu na Pańskiej Górze.

    Na krzyżu znajdziemy informację, że spoczywa tam podporucznik Alfred Wittmann z Kempten, poległy 20.06.1915 roku, trzeci poległy syn z rodziny Wittmannów, jego bracia Fritz i Oskar zginęli na polu bitwy w 1914 roku we Francji.

    Można domniemać, że krzyż został wykonany na zamówienie przez matkę Alfreda Wittmanna w naszym regionie. Krzyż został wykonany z roztoczańskiego kamienia wapiennego, a nie jak niektórzy dywagują „nieznanego obcego”, rozpoznamy to między innymi po muszelkach. W błąd wprowadzać mogło wielu to, że krzyż został pomalowany szarą farbą, która z czasem zaczęła odpadać i wtedy odkryła bruśnieński wapień.

    W 2016 roku napisał do mnie Georg z Niemiec, szukający informacji do artykułu w gazecie, który chciał napisać na temat Karla Maxa Lechnera, znanego niemieckiego artysty malarza. Lechner razem z Maxem Georgem Drexelem służyli w 19. Pułku Piechoty na I Wojnie Światowej i redagowali gazetkę pułkową „Die Sappe”, Lechner wykonywał do niej rysunki. Georg czytając w niej artykuł na temat porucznika Wittmanna, postanowił zgłębić ten temat i opracowuje historię rodziny Wittmann. Miejmy nadzieję, że niedługo dzięki niemu powstanie ciekawa historia 🙂 tymczasem dla zainteresowanych bardziej historycznymi aspektami tematu zapraszamy na stronę pana Piotra, który od ponad 10 lat bada ten temat: roztocze.it.home.pl

    Jeżeli chcesz trafić do krzyża, możesz posiłkować się tą mapą. Kliknij link poniżej i wpisz skąd chcesz, by została wyznaczona trasa. Ponieważ krzyż jest w lesie i nie prowadzi do niego droga, musimy zwrócić uwagę na znaki. Pierwszy znajdziemy na skrzyżowaniu dróg w lesie, idziemy 180 kroków dalej, gdzie znajdziemy drugi znak przy leśnej drodze wskazujący, by przejść przez las, gdzie 80 kroków przed nami widać w oddali tablicę informacyjną. Tam czeka na nas krzyż.

    Idź do Krzyża Alfreda Wittmanna ➡️

    opracowanie: GC

  • Krzyż Heinricha Bolte

    Podczas I Wojny Światowej zginęło miliony ludzi, u nas na Ziemi Lubaczowskiej śmierć poniosło tysiące żołnierzy, dwóch z nich zostało upamiętnionych oddzielnie i znamy ich tragiczne historie, to Alfred Wittmann, który zginął w okolicy Horyńca-Zdroju i Nowin Horynieckich i Heinrich Bolte. Obaj leżą w samotnych mogiłach na odludziu.

    Krzyż Heinricha Bolte był do niedawna znany tylko garstce pasjonatów regionu, na dodatek był w fatalnym stanie i zarośnięty krzakami. Teraz dzięki staraniom Lasów Państwowych Nadleśnictwa Lubaczów i Pasjonatów możemy tę mogiłę zobaczyć w bliskim oryginalnemu stanowi. Złamany krzyżyk został sklejony, a okolica uprzątnięta i wycięto zakrzaczenie.

    Heinrich Bolte służył w Oldenburskim Pułku Piechoty, który miał zdobyć pozycje rosyjskie na pagórach roztoczańskich w okolicy Werchraty. 25 czerwca podczas natarcia na rosyjskie pozycje ulokowane w okolicy wsi Sałaszy, Lasowa i Niedźwiedzie, Bolte został zabity, gdy jego oddział pod ostrzałem próbował przełamać linię obrony wroga. Rosjanie przegrali tę bitwę. Zapewne na drugi dzień pochowano zmarłych podczas tej ofensywy. Możemy się tylko domyślać, dlaczego Bolte nie został pochowany na zbiorowym cmentarzu, jak inni, którzy polegli podczas tej bitwy, zapewne tak jak w przypadku Alfreda Wittmanna, powodem była decyzja, czy też prośba rodziców Heinricha. Poniżej inskrypcja, jaką znajdziemy na krzyżu:

    UFZ Heinrich Bolte Oldenburg GGEB 2.3 1896 – CEST 25.6 1915

    Podoficer Heinrich Bolte Oldenburg urodzony 2.3 1896 zmarł 25.6 1915

     

    Dla tych, którzy chcą odwiedzić miejsce z krzyżem, polecamy mapę która Was naprowadzi ➡️

    tekst i foto: Grzegorz Ciećka