Autor: Ziemia Lubaczowska

  • Leszek Kłysewicz – drapacz jaj z Horyńca-Zdroju

    Dziś przedstawiamy Wam sylwetkę Leszka Kłysewicza. To człowiek, który postanowił uprawiać dość unikalny rodzaj sztuki, jest nim zdobienie na różne sposoby skorupek jaj. Poczytajcie o tym, jak zaczęła się jego pasja i zobaczcie filmik z nim:

    „40 lat temu na srebrnym ekranie zobaczyłem jak ktoś robił pisanki. Od tego zaczęła się moja przygoda z drapaniem jaj. Najpierw kurzych, gotowanych na twardo i kolorowanych. Dzisiaj są to jaja od gołębich po strusie i używam wszelkich możliwych technik by zrobić z nich małe dzieła sztuki. Z roku na rok stawiam sobie nowe wyzwania i rozwijam umiejętności. Nigdy nie miałem nauczyciela ale może dzięki temu ta przygoda z rękodziełem tak mnie wciągnęła – odkrywanie i przełamywanie kolejnych granic jest pasjonujące. Dzisiaj moje wyroby to nie tylko mniej lub bardziej tradycyjne pisanki ale także szkatułki, koszyczki i inne ozdoby. A wszystko robione ze skorupek jaj.”

    Leszek Kłysewicz

    www.drapaczjaj.pl

  • Ziemia Lubaczowska na Roztoczu i Kotlinie Sandomierskiej – czyli naprawiamy chaos z nazwami

    Ziemia Lubaczowska do dziś nie doczekała się spójnej „nazwologii”, związanej z krainami geograficznymi na których leży. Wielu plącze nazwy, które nie mają ze sobą związku, wprowadzając ludzi w błąd. Dlatego też w tym krótkim artykule chcielibyśmy przedstawić trochę informacji geograficznych i historycznych, które wielu otworzą oczy i usystematyzują wiedzę regionalną.

    Najważniejsze odnośnie nazwy „Ziemia Lubaczowska”: jest ona nazwą historyczną i administracyjną. Więcej o tym aspekcie poczytacie TUTAJ. Kłopoty zaczynają się, gdy bierzemy pod uwagę położenie geograficzne. Wielu skłania się ku różnym kombinacjom, tworząc groch z kapustą. Taki miszmasz to określenia: Ziemia Lubaczowska i Roztocze (Południowe albo Wschodnie). Razem zestawia je wielu ludzi z sieci! Tymczasem łączenie krainy geograficznej i nazwy historycznej terenu, który zawiera w sobie kawałek Roztocza, brzmi dziwnie. Ziemia Lubaczowska leży na terenie dwóch makroregionów: Kotlina Sandomierska i Roztocze. Granicę tych dwóch makroregionów łatwo można odnaleźć, bowiem Roztocze to wyraźnie wypiętrzony wał wzniesień zaczynający się za Radrużem, Horyńcem, Nowym Brusnem, Łówczą, Płazowem, Hutą Różaniecką (więcej TUTAJ). Jeżeli chcemy się zagłębić w kolejne podziały geograficzne, to mezoregionami, na których leży Ziemia Lubaczowska są: Płaskowyż Tarnogrodzki w ramach Kotliny Sandomierskiej i Roztocze Wschodnie (nazywane też Południowym przez geografów lubelskich, jak określa to Paweł Wład) oraz Roztocze Środkowe. Niewielu się orientuje, że na terenie Ziemi Lubaczowskiej, Narol i część tej gminy leży na Roztoczu Środkowym, a nie Wschodnim. Granicą jest tutaj obniżenie terenu idące doliną Tanwi od Rebizantów, bokiem Narola i najwyższych wzniesień Roztocza w kierunku Lubyczy Królewskiej (wg. map Pawła Włada).

    Podsumowanie

    Ziemia Lubaczowska leży na terenie dwóch krain geograficznych: Kotliny Sandomierskiej i Roztocza. Najmniejszym rozróżnianym tutaj elementem podziału geograficznego są mezoregiony: Płaskowyż Tarnogrodzki, Roztocze Wschodnie (Południowe) i Roztocze Środkowe. Ziemia Lubaczowska, to nazwa historyczna, której nie powinno się łączyć z samym Roztoczem, bo tworzy to geograficzny chaos.

    Roztocze Wschodnie czy Południowe?

    W kuluarach, gdzie czasem dochodzi do sporów regionalistów i pasjonatów regionu roztoczańskiego, najwięcej emocji wywołuje to, jak nazywać „trzeci” mezoregion Roztocza: Południowym czy Wschodnim? (w artykule używana jest losowa kolejność).

    Odpowiedź jest prosta, zależy to od interesu osoby, która bierze udział w dyskusji. Większość różnorodnych instytucji i autorów związanych z województwem Lubelskim, od dziesiątek lat używa w swoich opracowaniach nazwy Roztocze Południowe i praktycznie nie da rady tego zmienić. Z kolei na Podkarpaciu występuje głównie nazwa Roztocze Wschodnie. Jeżeli mamy interes ludzi, którzy używają danej nazwy, to niestety, trudno tutaj o obiektywizm. My będąc z boku, bez szczególnego interesu, będziemy używać nazwy adekwatnej do sytuacji.

  • Ślady po piecu do wypalania wapna w Starym Bruśnie

    Na terenie nieistniejącej już wsi Stare Brusno, znajdziemy zrujnowany piec do wypalania wapna (wapiennik). To niecodzienny widok! Bowiem przetrwały do dziś cegły, które się zeszkliły od wysokiej temperatury!

     

    Zrujnowany już piec, znajduje się nieopodal drogi na masywie bruśnieńskim. Nie podajemy na razie dokładnie lokalizacji, bo mamy nadzieję, że niedługo miejsce zostanie uprzątnięte i oznaczone 🙂 Będzie wyglądać bardziej spektakularnie. Na razie sygnalizujemy Wam istnienie tego miejsca. Najbardziej niezwykły jego element, to zeszklony murek z cegieł, który był kiedyś wnętrzem pieca. Ponieważ była w nim duża temperatura podczas wypału, dlatego czerwona cegła uległa przypaleniu, stąd ten niesamowity ciemno turkusowy kolor.

    W miejscu, gdzie obecnie znajduje się kamieniołom, wcześniej były pola (TAK, tam gdzie jest ta wielka dziura, starsi mieszkańcy Brusna i Polanki pamiętają szczyt góry!!). Pierwotne, mniejsze łomy znajdywały się na zboczu góry i w okolicy pierwszego bruśnieńskiego kamieniołomu w przysiółku Szałasy. W latach 60tych firma „Rejon Eksploatacji Kamienia” z Rzeszowa (obecnie Przedsiębiorstwo Produkcji Materiałów Drogowych) zaczęła wydobywać kamień wapienny w okolicy zachodniego czoła Góry Brusno, zbudowano tam także magazyny i inne budynki, służące Rejonowi. W tym też czasie funkcjonował piec do wypalania wapna. Palenisko było z cegły, był tu też szeroki komin, całość była obłożona darniami. Ciągle się tam paliło i cały czas wapiennik dymił. Teraz jest tutaj las, ale wcześniej w okolicy były pola. Z biegiem czasu zmieniła się technologia uzyskiwania wapna i zaprzestano jego wypalania, a „Rejon Eksploatacji Kamienia” z Rzeszowa ustąpił miejsca Przedsiębiorstwu Usług Transportowych z Lubaczowa, które zaprzestało eksploatacji na początku lat 90tych. Teraz wydobywa tam kamień firma prywatna.

  • Schrony bojowe z Linii Mołotowa w Hucie Kryształowej

    Huta Kryształowa, to jedno z tych miejsc, gdzie zaczęto prace nad budową schronów bojowych w ramach Linii Mołotwa, ale ich nie dokończono. Udało się wybudować tylko dwa obiekty, ale za to niezwykle ciekawie wkomponowane w otoczenie.

    Pierwszy schron znajdziemy około 150 metrów od drogi w Hucie Kryształowej, naprzeciwko pierwszych zabudowań. Gdy przejdziemy przez pole, musimy zejść jeszcze przez moczary około 50 metrów w kierunku małego pagórka, gdzie znajdziemy z zaroślach interesujący nas obiekt. Jest to jednoizbowy schron, przystosowany do ognia czołowego z ciężkiego karabinu maszynowego. Niestety wejście do niego jest zakratowane. TUTAJ mapa z miejscem.

     

    Drugi schron znajdziemy po drugiej stronie, przy dużym wąwozie. Znajduje się około 300 metrów w linii prostej od drogi. To także mały jednoizbowy schron, w tym przypadku do prowadzenia ognia bocznego z ciężkiego karabinu maszynowego. Tutaj także wejście jest zakratowane. Oba „bunkry” są oczywiście niedokończone, brakuje im elementów wykończeniowych, widać to po deskach od szalunków, które do dziś jeszcze się trzymają w okolicy otworu strzelniczego. TUTAJ mapa z miejscem.

     

    Teoretycznie w punkcie oporu powinno być więcej takich schronów, ale najprawdopodobniej nie zdążono ich wybudować, ponieważ Niemcy napadli na ZSRR. W terenie znaleźć można nieopodal tych dwóch schronów ciekawe kwadratowe wykopy, możliwe, że zostały wykonane pod budowę kolejnych dwóch schronów. Jeden znajduje się 450 metrów na północ w linii prostej od pierwszego, a drugi około 600 metrów w linii prostej na północ od drugiego schronu (mają około 15 metrów szerokości). W okolicy znajdziemy też sporo innych miejsc, które mogły być dopiero wyznaczone pod głębsze wykopy.

     

    opracowanie GC

  • Renata Polczak – artystka samouk

    Renata Polczak od kilkunastu lat zajmuje się rękodziełem, malarstwem akrylowym, olejnym. Jest samoukiem. Z pomocą i radą przychodzili koledzy i koleżanki ze Stowarzyszenia Twórców Sztuki Ziemi Lubaczowskiej do którego zapisała gdy podjęła staż w Powiatowym Centrum Kultury w Lubaczowie dokładniej w Galerii Sztuki przy Rynku Lubaczowskim. Tam rozpoczęła się cała przygoda ze Sztuką która z małymi przerwami trwa do dziś. Ulubiony materiał do malowania oprócz płótna to drewno, deska, łyżka drewniana itp. W czasie świąt Bożego Narodzenia maluje bombki szklane i bardziej trwałe plastikowe a w okresie Wielkanocnym malowanie pisanek. Do malowania pisanek namówiła ją mama, jak sama mówi: „moje pierwsze pisanki były owijane muliną i na nich był tworzony obrazek ze sznurka. Później było malowanie jajek ciężko stworzyć obrazek na małym jajku ale z czasem szło coraz lepiej. Potem były kacze, gęsie i strusie”. W 2014 roku konkursie „Wielkanocny Dom” w MDK w Lubaczowie zajęła II miejsce. Wykonała rysunki do kilku publikacji m.in. o Baszni Dolnej, do 2 tomików poezji Józefy Kornagi z Lubaczowa. Maluje również innymi technikami. „Nie byłabym sobą gdybym nie spróbowała innych rzeczy tak było z malowaniem na szkle. Farby były dość drogie więc kupowałam co miesiąc po jednym kolorze. Technikę rozwijałam dzięki wymianie doświadczeń z dziewczynami ze stowarzyszenia. Poznanie tej techniki przydało mi się podczas szkolenia w CDS w Krosie w którym również nauczyłam się robić witraże metodą Tiffaniego i grawerowania na szkle. Od około 4 lat zajmuje się malowaniem na tkaninach. Super sprawa. Nie robię projektów wcześniej na kartkach tylko od razu maluje. Tworzę koszulki, dla siebie zrobiłam sukienkę no i ostatnio jest moda na torby na zakupy które też maluje”. Wraz ze Stowarzyszeniem czy indywidualnie uczestniczy w okolicznych jarmarkach, kiermaszach na terenie powiatu i poza jego granicami. Prace aktualne znajdziecie na facebooku TUTAJ

  • Ruiny kaplicy św. Mikołaja nad Brusienką

    Odkrywamy przed Wami historię jednej z najpiękniej położonych ruin na Ziemi Lubaczowskiej. Kaplica św. Mikołaja nad źródłami Brusienki, nazywana też Kaplicą Jordanu.

    W 1842 roku został postawiony nad źródłami Brusienki kamienny krzyż, miała tam stać w jeszcze w okresie najazdów tatarskich drewniana cerkiew, ale została spalona. Nową świątynię zbudowano w innym miejscu. Dzięki starym mapom możemy próbować ustalić przybliżony czas, kiedy wystawiono przy źródłach Brusienki w okolicy wspominanego krzyża kaplicę. Najprawdopodobniej była to okolica 1880 roku. Wykonana została ze starannie ociosanych kamieni. Pierwotnie miała dwa okna po bokach i duże drzwi wejściowe. Dach dwuspadowy, kryty blachą. W środku był drewniany stół przykryty kolorowym obrusem, na nim stała kamienna figura św. Mikołaja. Na podłodze stały dwa wazony z kwiatami. Jeszcze w latach 60tych kaplica była cała, mieszkańcy Polanki Horynieckiej i Brusna chodzili do niej, przynosząc świeże kwiaty. Niestety znalazł się „bezbożnik” który zdjął blachę z dachu. Od tego momentu zaczęła się szybka degeneracja kaplicy.

     

    Do momentu gdy nie wywieziono ze Starego Brusna ostatnich mieszkańców w Akcji Wisła, która była końcowym etapem różnorodnych wywózek od czasu wojny, kiedy budowano w okolicy fortyfikacje z Linii Mołotowa, przy kaplicy odbywał się Jordan (obrzęd święcenia wody 19 stycznia, na pamiątkę chrztu Chrystusa w rzece Jordan). Kaplica bruśnieńska była największą w regionie tego typu budowlą, gdzie grekokatolicy zbierali się na Jordan. Dochodziło się do niej specjalną drogą od cerkwi, na wschód, w dół wąwozu, która teraz nie istnieje. Następnie ścieżką przez kładkę na Brusience na niewielki pagórek przed kaplicą. Między nim a kaplicą, była także kładka, bowiem przed wejściem było zagłębienie gdzie były źródła. Obecnie są zasypane gruzem kamiennym.

    Na zimę robiono tam zastawkę i tworzył się malutki stawek. Na święto Jordanu zamarzał i tworzyła się gruba warstwa lodu. Wyrąbywano wtedy siekierami lodowy krzyż. Gdy udało się go postawić bez przeszkód i nie pękł, uznawano, że na nadchodzący rok będą dobre plony. Obrzęd święcenia wody wyglądał tak, że przed kaplicą stał duży ceber i do niego nalewano wody, którą czerpano z dziury w kształcie krzyża. Gdy ksiądz zakończył święcenie wody, gasząc w niej świece, ludzie jak najszybciej chcieli nabrać wody do butelek, słoików, czy innych naczyń i pędzili do domu. Wierzono wtedy, że jeżeli uda się szybko donieść wodę i nie rozlać jej, to w nadchodzącym roku gospodarz szybko wyrobi się z pracami w polu.

     

    Obecnie okolica jest trudno dostępna, zwaliło się w okolicy kilka drzew, niestety na zrujnowaną kaplicę, czyniąc kolejne szkody. Obok znajdziemy bardzo wydajne źródła, które wypływają spod pagóra. Często przychodzą tutaj zwierzęta. Dla wielbicieli spacerów górskich, spora atrakcja, bowiem zaraz obok znajduje się północny stok Góry Brusno, gdy pójdziemy w górę obok kaplicy drogą, dojdziemy do bruśnieńskich kamieniołomów.

    Aby dotrzeć do kaplicy, skorzystaj z MAPY

    opracowanie GC

  • Justyna Ziętek – artystka z Nowego Dzikowa o swoim kierunku patrzenia

    Dziś przedstawiamy Wam artystkę z Nowego Dzikowa, która nie szuka rozgłosu. Zajmuje się fotografią i rysunkiem. Próbuje znaleźć „kolej rzeczy”. Zaparzcie kawę albo herbatę i poczytajcie ten krótki opis, który przedstawia prywatne odkrycie. Może i Wy znajdziecie dzięki temu swoją „kolej rzeczy”?

    Justyna zrobiła pierwszy film aparatem małoobrazkowym 35 mm czarno-biały Ilford HP5 nad Wisłą w Sandomierzu. Zdjęcia to klasyczne odbitki na papierze barytowym różnego formatu wykonane w ciemni. Wtedy pierwszy raz znalazła się w ciasnym, ciemnym pomieszczeniu i przez dziurkę od klucza pokazał się jej dopiero świat.

    „Odtąd dużo myślałam o tym co było wokół mnie. 1:1 proporcja mistrzów – początków obrazu fotograficznego, w takim formacie, w jakim był naświetlony wewnątrz kamery. Odbitka zmusza do tego, żeby się nad nią pochylić…”

    Tematem stał się człowiek. Wtedy stworzyła swoją wizję fotografowania, gdzie na obraz składają się trzy elementy: sposób widzenia autora, wyobrażenia osoby fotografowanej i to jaka jest w rzeczywistości. Człowiek to też jakaś historia do sfotografowania. Każdy ma jakieś skrzywione wyobrażenia o wizerunku, szczególnie własnym wizerunku, które wcale nie są prawdziwe. Obraz jest pełen niedoskonałości, a materia nie chce współpracować. Z tych trzech składowych, z których powstaje obraz wyszły jakieś ograniczenia.

    „Kiedyś usłyszałam – nie ma czegoś takiego jak pomysł, jest tylko kolej rzeczy.”

    W końcu Justyna wzięła do ręki ołówek i pastele z jakimś przeświadczeniem, że to szlachetny materiał, nakładający mniej ograniczeń. One lepiej współpracują niż powiększalnik, aparat, materiał światłoczuły. Teraz rysuje tuszem na skórze. Ludzkiej. Też.

    Ukończyła studia polonistyczne na Uniwersytecie Rzeszowskim na wydziale dziennikarskim, pisze do lokalnych gazet. Obecnie zajmuje się Dzikówką, domem noclegowym dla turystów w Nowym Dzikowie, gdzie ściany zdobią jej zdjęcia i rysunki. Powoduje to, że ten dom to unikalna, mała galeria sztuki. Zobaczcie małą galerię jej zdjęć i rysunków poniżej:

    foto: Justyna Ziętek, opracowanie tematu GC

     

  • Kapliczka Sobieskiego z lasów bruśnieńskich – zdjęcie sprzed 100 lat i historia!

    Mamy dla Was mało znaną fotografię sprzed około 100 lat Kapliczki Sobieskiego, nazywanej też Pomnikiem Sobieskiego, z lasów bruśnieńskich! Obecnie znany jest tylko jej wygląd bez nadbudówki z krzyżem. Została ona postawiona na miejscu, gdzie Sobieski zastał „wiele bardzo bydła i dzieci niemało na koczowisku Tatarskim porzuconych” *. Miejsce to kryje jeszcze inne tajemnice, które częściowo dziś poznamy.

    Pomnik Jana III Sobieskiego, nazywany też kapliczką tatarską, znajduje się na czole jednego z pagórów nieopodal nieistniejącego bruśnieńskiego przysiółka Młodowce. Kiedyś była obok jedna z ważniejszych dróg, która niemal w linii prostej łączyła Narol i Horyniec. Teraz cała okolica zarośnięta jest lasem, ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu, od pagóra którego nazwiemy Knynkiem***, rozciągały się pola w stronę Młodowców. Natomiast w stronę Brusna był duży kompleks leśny, nazywany Lasem na Piaskach. Takimi ciągami często poruszali się Tatarzy, którzy nie chcąc się zgubić, wybierali główne drogi i otwarte przestrzenie. Grasowali oni w tej okolicy na pewno już w 1629 roku i potem w 1672. Jan III Sobieski, który był wtedy Marszałkiem Koronnym, podczas wyprawy na czambuły tatarskie pędził w stronę Horyńca. W okolicy pagóra Knynek miał trafić na porzucony jasyr z dziećmi i dużą ilością bydła, które to porzucili Tatarzy, dowiadując się o pościgu. Na pewno w okolicy było sporo zabitych ludzi, dlatego mogli być pochowani na pagórze. Zazwyczaj mogiły znajdywały się w ustronnych miejscach, na pagórkach. Można przypuszczać, że pierwotnie postawiono w takim miejscu drewniany krzyż i dopiero po jakimś czasie prosty kamienny.

    Z biegiem czasu, możliwe, że na początku XIX wieku (kapliczka zaznaczona jest już na mapie katastralnej z 1854 roku), postawiono ogromny jak na tamte czasy pomnik. Dochodząca do 5 metrów budowla, o stosunkowo nowoczesnym wyglądzie, została zwieńczona trochę prymitywnym krzyżem. Możliwe, że był to oryginalny krzyż z mogiły. Miejsce z tym pomnikiem jest bardzo ciekawe. Gdy zobaczymy jak wygląda na mapie LiDAR, gdzie pokazane jest samo ukształtowanie terenu, zobaczymy, że widać tutaj nienaturalny dół za pomnikiem, gdzie znajduje się około 3 m szerokości płaski kopczyk. Żeby było jeszcze ciekawiej, widać tutaj zarys szerokiego łuku, o 30 metrowych bokach, na południowym zboczu pagóra. Widać, że do pomnika podchodziło się od północnego lub południowego boku i jej front był od wschodu. Niestety do naszych czasów kapliczka nie dotrwała w oryginalnym kształcie. Zapewne w okolicy lat 70tych runęła nadbudówka, wcześniej zginął krzyż. Do dziś nie wiadomo gdzie się znajduje.

    W opracowaniu ciąg dalszy!

     

    Kliknij TUTAJ by wejść na mapę z umiejscowieniem kapliczki

    * źródło – Dziennik pogromu Tatarów od Krasnobrodu do Kałuszy
    ** kopiowanie fotografii zabronione, pochodzi ona z rodzinnego albumu rodziny Liptayów, aktualnie w zbiorach Państwa Matuszewskich, którzy udostępnili kopie autorowi tekstu.
    *** nazwa Młodowców na „mapie Miega”

     

    opracowanie GC