Autor: Ziemia Lubaczowska

  • Dzwon ze Starej Huty – tej historii nigdzie nie znajdziecie!

    Historię odnalezienia dzwonu ze Starej Huty, z nieistniejącej już dzwonnicy i cerkwi warto opowiedzieć, cofając się kilka lat. Historia zaczyna się w Gorajcu, kiedy to mieszkańcy i pasjonaci historii, postanowili na podstawie wywiadów i „legend” znaleźć ukryte gorajeckie dzwony.

     

    Użyto wtedy nawet koparek, odkopano kilka studni i innych lokalizacji, ale niestety dzwonów z gorajeckiej cerkwi nie odnaleziono. Będąc w tej ekipie, która brała udział w poszukiwaniach, zacząłem zwracać uwagę na dzwony w okolicy. Pewnego dnia fotografowałem dzwon na dzwonnicy w Hucie Złomy, przy kaplicy z 1957 roku. Gdy w domu zacząłem analizować zdjęcia, okazało się, że dzwon ma napisy! Kilka godzin ślęczenia nad składaniem ich w całość i tłumaczenia cyrylicy dało efekt, który niemal powalił z nóg, to dzwon z nieistniejącej cerkwi w Starej Hucie!

    Na chwałę Boga ofiarował (żertwował) Wasylij Geron z Huty Starej 1898

     

    Ponieważ podobne nazwisko występuje na tak zwanych Złomach Ruskich, znalazłem kontakt i uzyskałem taką oto historię: w czasie wojny zabierano dzwony, dlatego miejscowi zakopywali je, by ustrzec przed zabraniem i przerobieniem na uzbrojenie. Dzwon z Huty zakopany został na cmentarzu. Po wojnie, ponieważ w Lipsku (lub Narolu) nie było dzwonów, dalsza rodzina Gerona ze Starej Huty, która mieszkała na Ruskich Złomach postanowiła odkopać dzwon i podarować go tam. Gdy na Złomach w 1957 roku postawiono kaplicę, a w parafii ufundowano nowe dzwony, postanowiono przenieść dzwon na prowizorycznie wykonaną z metalu dzwonnicę przy kaplicy na Złomach.

    Jest to niezwykle ciekawy obiekt, to jedno z kilku zachowanych elementów wyposażenia z nieistniejącej cerkwi w Starej Hucie! Niedługo kolejna ciekawa historia. Poniżej fotka nieistniejącej cerkwi ze Starej Huty ze zbiorów państwa Andruszewskich z albumu rodziny Liptayów.

    opracowanie GC

     

  • Figura przy studzience na Złomach – historia zatacza koło…

    W rodzinie Pana Manczura ze Starej Huty, od lat nie było radości w domu. Państwo Manczurowie chcieli mieć dzieci, ale niestety kolejne umierały po porodzie. Po świeżych narodzinach ostatniego dziecka, rodzice żarliwe modlili się do Maryi, by przeżyło. Jednej z nocy, Pan Manczur miał widzenie, objawiła się mu Maryja i nakazała, by postawić figurę w określonym miejscu i żarliwie modlić się w intencji dziecka. Było to mocne przeżycie i nie dawało spokoju, dlatego od razu udał się do Starego Brusna, by kupić tam figurę, na której kazał wykuć napis:

    Przenajświętsza Bogurodzico zbaw nas 1907
    M. Manczur

     

    Miejscem, gdzie miała stanąć figura, były położone nieopodal Złomy (obecnie Huta Złomy), na rozwidleniu dróg przy studzience, z której mieszkańcy czerpali wodę. Gdy Pan Manczur przyjechał z figurą załadowaną na wóz ze słomą, zobaczył to mieszkający nieopodal Stefan Kojko, który postanowił pomóc w zamontowaniu figury. Utwardzili i wyrównali podłoże, położyli podstawę, zamontowali postument i „ukoronowali” go figurą Maryi. Na koniec odmówili modlitwę. Prosili, by woda w tej studzience zmywała grzechy, troski i dawała nadzieję. Rodzina Pana Manczura dostała zdrowe dziecko…

     

    Zapewne podczas II Wojny Światowej, figura została ostrzelana i pozbawiona głowy. Na Złomach z biegiem czasu pojawiła się kanalizacja i zaprzestano eksploatacji wody ze studni. Wtedy zniszczona figura powoli odchodziła w zapomnienie. Prowizoryczne sklejenie betonem resztek figury bez głowy, stojącej w wysokich krzakach, przy płytkiej dziurze w ziemi, która kiedyś była studzienką, nie zwracały już niczyjej uwagi, tylko mieszkający nieopodal gospodarz pamiętał historię figury.

     

    Kilka lat temu z inicjatywy mieszkańców Huty Złomy zaczęto odnawiać własnymi siłami kaplicę, która wybudowana była w 1957 roku. Wraz z 60 leciem budowy kaplicy, w całej Hucie Złomy podjęte zostały działania mające na celu odnowienie kamiennych krzyży i figur. Gdy wszystko było już odnowione, została tylko jedna… figura bez głowy.

     

    Przy kaplicy na Złomach stoi kamienna figura Maryi, została postawiona w podzięce za wysłuchane modlitwy. Wyrzeźbił ją nieżyjący już kamieniarz z Lubaczowa Henryk Janczura. Gdy okazało się, że Jego syn też rzeźbi w kamieniu, podjęto decyzję, że będzie to piękna historia, jeżeli wyrzeźbi on głowę dla figury przy studzience… tak też się stało. Historia zatoczyła koło. Na Złomach wszystkie obiekty sakralne są odnowione i cieszą oko nie tylko miejscowych, ale są też dużą atrakcją dla turystów i pasjonatów regionu. Zapraszamy na Hutę Złomy, szczególnie do figury przy studzience, gdzie została też zamontowana ławka, na której można odpocząć. Warto tutaj przyjechać ze swoją intencją.

    Szczególne podziękowania dla mieszkańców Huty Złomy za działania przy figurze i tym miejscu, oraz dla Pana Jana, którego możemy tutaj uznać za fundatora tych działań.

    Kliknij TUTAJ by przejść do mapy, gdzie zaznaczona jest figura.

     

     

     

     

  • Festyn Ziemi Lubaczowskiej w Rzeszowie

    Dość nietypowy sposób promocji Ziemi Lubaczowskiej urządzono w środę 5 czerwca nieopodal rzeszowskiego pomnika i Urzędu Marszałkowskiego. Wodzirej Marcin Piotrowski, na rowerze składaku, starał się przez 4 godziny zrobić show promujący nasz region, co z tego wyszło?

     

    Patrząc z boku na to co wyprawiało się w okolicy pomnika, można było odnieść wrażenie, że urządzono tam nieszablonowy festyn! Ponieważ zaraz obok znajduje się Urząd Marszałkowski, pojawił się też marszałek Władysław Ortyl, który oglądał stoiska. Zorganizowano punkty informacji turystycznej, gdzie promowane były nasze atrakcje turystyczne, oraz sąsiadującego z nami Roztocza.

     

    Swoje stoiska z kulinariami i ofertą turystyczną mieli przedsiębiorcy oferujący usługi hotelarskie, gastronomiczne oraz artyści, rękodzielnicy. Urządzona została też wystawa poświęcona kamieniarce bruśnieńskiej i drzeworytowi płazowskiemu.

     

    Nie zabrakło Kół Gospodyń Wiejskich z najlepszymi smakołykami. Mieszkańcy Rzeszowa mieli też okazję zapoznać się z ofertą turystyczną regionu promowaną przez aplikację mobilną Ziemia Lubaczowska, a także poznać szczegóły najbardziej energetycznych festiwali na Podkarpaciu, czyli Folkowisko i Cieszanów Rok Festiwal, swoimi sukcesami chwalili się też organizatorzy Festiwalu Dziedzictwa Kresów. Ziemia Lubaczowa skrywa niejedną ciekawą tajemnicę, która czeka na odkrycie. Nie brakuje na niej miejsc, gdzie możemy poczuć smak i zapach sielskiego życia. Zapraszamy na Ziemie Lubaczowską po #Energię Wschodu!!

    więcej fotografii na naszym fb TUTAJ

     

  • Spotkanie autorskie Pati Maczyńskiej – znaleźliśmy sposób na depresję!

    To było niezwykle inspirujące spotkanie autorskie! W miejscu, gdzie na ścianie znajdziemy hasło „Ciesz się chwilą”, Pati Maczyńska opowiadała o swoich inspiracjach, dzięki którym napisała książkę. Poczytajcie, nie zawiedziecie się! Bowiem znaleźliśmy sposób na znalezienie radości!

     

    W piątkowy wieczór, który był ostatnim dniem maja, w Pensjonacie Hagi w Horyńcu-Zdroju, zorganizowane zostało niezwykłe spotkanie autorskie Pati Maczyńskiej, połączone z premierą maskotek Ziemi Lubaczowskiej o ciekawej historii. Podczas spotkania autorka była ubrana w wystawną czarną suknię i kapelusz, moderator spotkania Grzegorz Ciećka w stylizowany mundur austriacki, z okresu I Wojny Światowej. Miejsce tego spotkania nie było przypadkowe, bowiem kawiarnia w pensjonacie Hagi, to miejsce niezwykłe z myślą przewodnią: „Dostrzegaj drobne rzeczy, śmiej się tyle ile oddychasz, kochaj mocno, rób to, co cię uszczęśliwia, ciesz się chwilą.”

    W takich okolicznościach rozpoczęło się spotkanie autorskie z Pati Maczyńską. Autorka opowiedziała o sobie, swoich przygodach na Ziemi Lubaczowskiej i swoim niezwykłym odkryciu, jakim była Świątynia Słońca. Stała się ona inspiracją do napisania książki „Południca ze Świątyni Słońca”, następnie „Klątwy Nawii” i „Skarbu Szeptuchy”. Kolejnym punktem programu była prezentacja dwóch maskotek: Lubaroga i Lepaka, które Pati sama wykonała na to spotkanie. Są to na razie prototypy, które mają być znakami rozpoznawczymi regionu. Rozpoczęła się wtedy też opowieść Pati i Grzegorza, o szukaniu inspiracji dla siebie, które odmieniają nasze życie. Taką drogą może być odkrywanie na przykład Ziemi Lubaczowskiej, która jest naszpikowana małymi, ale niezwykłymi atrakcjami. Wchodzimy wtedy do innego świata, wolnego od stresu, wyścigu szczurów, polityki i komercji. To magiczny świat pełny inspiracji i małych rzeczy, chwil, które dają radość. Przebrania prowadzących i maskotki miały za zadanie wprowadzić uczestników spotkania w pewną historię.

     

    Dzięki połączeniu sił Pati Maczyńskiej i ekipy pasjonatów Ziemi Lubaczowskiej podjęto szereg działań, które mają jeden wspólny czynnik: znalezienie sposobu na jedną z największych współczesnych bolączek społecznych, jaką jest depresja i stany obniżonego nastroju, w skrócie można to ująć jako brak chęci do kreatywnego życia. W tym celu stworzone zostały dwie maskotki związane z regionem: Lubaróg i Lepak. Lubaróg jest ognistym ptakiem wzorowanym na słowiańskim Rarogu, czyli wcieleniu Swaroga, boga ognia. Związany jest bezpośrednio ze znaną w całym kraju Świątynią Słońca koło Nowin Horynieckich, czyli tajemniczym kamiennym kręgiem. Natomiast Lepak zainspirowany został lepiężnikiem, czyli bagiennym kwiatem. Lepaka znajdziemy pod liściem lepiężnika nad brzegiem Gnojnika. Pati Maczyńska wymyśliła historię tych dwóch stworzeń (niedługo opublikujemy bajkę z Lepakiem i Lubarogiem!). Lepak to gnom, który jest bardzo smutnym stworzeniem i jego sposobem na poprawę humoru jest przylepienie się do głowy przypadkowych ludzi i wysysanie z nich ich marzeń, czyli chęci do życia. Właśnie w ten sposób wpadamy w depresję. Gdy Lepak zabierze wszystkie pozytywne myśli z głowy napadniętego człowieka, odlepia się i wraca nad Gnojnik pod liść lepiężnika i tam na swojej ławeczce cieszy się radością życia. Jedynym sposobem na to, by odzyskać marzenia, jest udanie się do niezwykłego miejsca, takiego jak Świątynia Słońca, przed wschodem słońca i wypowiedzenie zaklęcia z głębokim zrozumieniem słów:

    „Nie mam już nic, cała moja radość przepadła, teraz zacznę zbierać od początku cegiełki nowego życia”.

    Lubaróg jest właśnie taką chwilą, promykiem wschodzącego słońca, które zasiewa w naszym umyśle ziarenko nadziei, inspiracji i odsłania nową ścieżkę życia. Pamiętajcie, duże zmiany zaczynają się od małego kroku!

     

    Organizatorzy tego spotkania: ekipa ziemialubaczowska.pl i Stowarzyszenie „Tegit et Protegit”, za niwę swojego działania przyjęli sztukę, kulturę, historię i turystykę. Łącząc te dziedziny, tworzą mieszankę, która tworzy fantastyczne inspiracje dla ludzi, których życie charakteryzuje się dużą monotonią. Zapraszamy na Ziemię Lubaczowską po inspiracje, a do kawiarni Hagi, by znaleźć tę chwilę, która da nam cegiełkę radości w naszym życiu 🙂

     

     

     

     

  • Pati Maczyńska – autorka książek i „roztoczański dreptak”

    Pati Maczyńska jest autorką mini trylogii „Dziedzictwo Południcy” w skład której wchodzą: „Południca ze Świątyni Słońca”, „Klątwa Nawii”, Skarb Szeptuchy”.

     

    Cała seria związana jest ściśle z Ziemią Lubaczowską i Roztoczem – duża część akcji dzieje się właśnie na tych ziemiach i nawiązuje do lokalnych legend, chociaż znajdziemy w niej również inne zakątki z całej Polski. Już sam tytuł pierwszej części nawiązuje do tutejszej Świątyni Słońca z Nowin Horynieckich.

    W dalszych częściach poznajemy Diabelski Kamień z Werchraty, Diabelską Jaskinię z Górników, cerkwisko w Dziewięcierzu, Kniazie ze słynna cerkwią, Siedliska ze skamieniałymi drzewami oraz wiele innych miejsc z Roztocza.

     

    Z zawodu Pati jest położną i pracuje na oddziale onkologicznym. Z zamiłowania jest „roztoczańskim dreptakiem”, przemierzającym te ziemie w każdej wolnej chwili. To te wędrówki właśnie stały się inspiracją do powstania wszystkich opowieści. A już jutro będzie okazja do poznania autorki osobiście. Zapraszamy serdecznie na spotkanie autorskie do Horyńca-Zdroju, do kawiarni Pensjonatu Hagi o godzinie 19.30 w piątek 31 maja – Do zobaczenia!

  • Storczyk męski nakrapiany – kwiat pod ścisłą ochroną w Polance Horynieckiej!

    Namierzenie jakiejkolwiek rośliny, która ma status ściśle chronionej, to mała sensacja dla wielbicieli ciekawostek botanicznych. Ziemia Lubaczowska jest bogata w różnorodne rośliny chronione, mają one swoje określone stanowiska, ale czasem rośliny takie nie są rozpoznane i znaleźć je można w miejscach, gdzie nie powinno ich być. Możliwe, że w przypadku tego storczyka mamy taką sytuację. Często takie znalezisko staje się kłopotliwe dla… właściciela miejsca, gdzie występuje taka roślina. Zobaczymy, czy w tym przypadku storczyk męski nakrapiany stanie się lokalną atrakcją, czy kłopotem 😉 Dokładną lokalizację udostępniamy zainteresowanym przez messengera na naszym fanpage na fb – facebook.com/lubaczowska

     

     

  • Źródło Radrużki pod skalną ścianą

    W Radrużu, około 300 metrów od granicy państwowej, znajdziemy dolinę Radrużki. Strumień ten zaczyna się po stronie ukraińskiej, ale u nas też znajdziemy jego źródła. Ludzie wrażliwi na piękno przyrody, na pewno będą pod wrażeniem usytuowania pod kilkumetrową skałą jednego z jej źródeł.

     

    Radruż przed wojną zamieszkiwało ponad 2 tysiące ludzi, niestety został przecięty granicą, mieszkańców wysiedlono i dziś to już wymierająca wieś. Położona jest na skraju Roztocza i Kotliny Sandomierskiej, dzięki temu znajdziemy tutaj podnóże wału wzniesień roztoczańskich i najbardziej interesujące nas głębokie wąwozy.

     

    Wyżej w Dziewięcierzu mamy wąwozy Spotu i Gliniańca, natomiast w Radrużu usytuowana jest dolina Radrużki. Dzięki temu, że jest ona na skraju Roztocza, znajdziemy w niej odsłonięcia niezwykłych i niespotykanych na polskim Roztoczu wapieni pelitowych, które występują dalej już tylko na Roztoczu ukraińskim. Ciekawy wąwóz z odsłonięciami tych wapieni znajdziemy przy drodze za prywatną świniarnią. Tam jest droga dojazdowa do pojedynczych gospodarstw, położonych tuż przy granicy. Kiedyś wydobywano w tej okolicy wapień i wypalano na miejscu z niego wapno.

     

    Gdy przyglądniemy się innym roztoczańskim źródłom, zobaczymy, że wyglądają one trochę inaczej niż te w Radrużu. Mamy tutaj bardzo wyraźnie widoczne skały wapienne i spod nich wybijają źródła. Na pewno na odcinku ponad pół kilometra zbocze wąwozu było eksploatowane i pozyskiwano tutaj kamień, co doprowadziło do takiego odsłonięcia źródeł, w tym tego najbardziej nas interesującego, bo najmocniej bijącego. Odsłonięta ściana wapienna na zboczu wąwozu ma około 600 metrów długości, znajdziemy tutaj różne ciekawe skałki. Jedna z nich ma kilka metrów wysokości i spod niej wypływa najmocniejsze źródło Radrużki.

    Źródła i wąwozy znajdziemy TUTAJ – warto przed wybraniem się na miejsce zawiadomić straż graniczną, że będziemy tam eksplorować teren, bowiem bardzo blisko znajduje się granica państwa. Przekroczenie jej nawet przypadkiem może spowodować duże kłopoty (szczególnie finansowe).

    opracowanie GC, info geologicznie pochodzi z geostanowisk

  • Dwa krzyże kamienne z czasów napadów tatarskich nad debrą w Starym Bruśnie

    Poznajcie historię dwóch kamiennych krzyży, które można zaliczyć do trójki najstarszych kamiennych krzyży bruśnieńskich. Ich znalezienie kilka lat temu, otworzyło nowy rozdział w historii Ziemi Lubaczowskiej. Mamy teraz kilka niemal 400 letnich kamiennych świadków najbardziej straszliwej historii w regionie, związanej z najazdami tatarskimi.

     

    Jeszcze kilka lat temu, praktycznie nikt nie wiedział o istnieniu dwóch kamiennych krzyży nad debrą w Starym Bruśnie. Tylko ci, co czytali książkę „Zabytki ziemi lubaczowskiej” mogli się domyślać, jakie miejsce miał na myśli podróżnik Karol Notz, pisząc o nich już w 1904 roku. Wydawałoby się, że przepadły. Tymczasem w 2011 roku udało się zorganizować małą wyprawę w poszukiwaniu zakopanego kamiennego krzyża ze Starego Brusna. Słyszałem o nim już wcześniej od ludzi z Brusna i Polanki, ale ich namiary były bardzo nieprecyzyjne. W końcu udało się wyciągnąć odpowiednich ludzi w teren i przeszukać okolicę. Po około godzinie poszukiwań udało się na niego trafić!

     

    Był praktycznie nie do znalezienia, bowiem był przewrócony od kilkudziesięciu lat, przysypany ziemią i wystawało tylko jego górne ramię, które wyglądało jak kawałek kamienia. Niedługo później został postawiony – przez ekipę OR-BAD. Potem jeszcze kilka lat krzyż był znany tylko małej grupie ludzi, dopiero odnalezienie drugiego kamiennego krzyża nieopodal, przez Michała Czerwonkę, rzuciło nowe światło na nie. Nagle Ziemia Lubaczowska zyskała potężną atrakcję historyczno – turystyczną. Do pewnego momentu, gdy Michał Kołodziej nie znalazł najbardziej archaicznego kamiennego krzyża w Szałasach, te dwa można było uznać za najstarsze kamienne krzyże bruśnieńskie. O ile ten z Szałasów jest anonimowy, nie wiemy o nim nic szczególnego (jest jak brakujące ogniwo kamieniarki bruśnieńskiej), to te znad debry są związane ze szczególną historią. Warto tutaj zaznaczyć, że oba krzyże nie mają kamiennych podstaw, są bezpośrednio wbite w ziemię, co pozwala zaliczyć je do najprostszych i najstarszych kamiennych krzyży (aby zobaczyć lokalizację krzyży na mapie, wystarczy kliknąć na ich zdjęcia i zostaniemy przeniesieni do lokalizacji). Poniżej krótkie opracowanie szkicujące ich historię i wartość dla naszego regionu.

     

    W dawnych czasach, gdy ktoś umarł, grzebany był na poświęconej ziemi, na cmentarzu przyświątynnym, którego granice wyznaczał mur, albo ogrodzenie. Ponieważ był to zazwyczaj niewielki plac, nie stawiano trwałych upamiętnień, były to głównie drewniane krzyże. Na kamienny krzyż mogli pozwolić sobie zazwyczaj tylko kapłani i fundatorzy. Śmiało można powiedzieć, że pierwsze kamienne krzyże nie cmentarne, stawiane były głównie na mogiłach oddalonych od wsi. Stanowiły one coś w rodzaju pomników, czy też pamiątki świadczącej o historii.

    Na Ziemi Lubaczowskiej okres najazdów tatarskich odbił szczególne piętno, całe wsie były wtedy palone, masy ludzi były brane w jasyr, przy okazji w każdej wsi ginęło dziesiątki, a nawet setki ludzi. Tatarzy wiele lat najeżdżali wschodnie krańce Rzeczpospolitej. Dopiero słynna wyprawa na czambuły tatarskie Sobieskiego w 1672 roku zakończyła ten proceder. Minęło prawie 400 lat i dopiero teraz pasjonaci historii zabierają się za odkrywanie i badanie jednych z najciekawszych, najstarszych zabytków Ziemi Lubaczowskiej, czyli Kamiennych Krzyży Tatarskich.

    W czasach najazdów tatarskich, gdy panowała pańszczyzna, zwykły chłop nie mógł zrobić nic bez wiedzy właściciela ziemskiego, tylko księża mieli jeszcze jakieś przywileje. Dlatego też najprawdopodobniej właściciel ziemski decydował gdzie były sytuowane zbiorowe mogiły, gdzie na raz zakopywano dziesiątki czy setki trupów z tych najazdów. Zazwyczaj były to grunty wspólne, często mało atrakcyjne miejsca, np. wąwozy, piaszczyste pagórki, kawałki ziemi w kątach przy granicach czy drogach. Właśnie w takich miejscach tworzone były zbiorowe mogiły ludzi zmarłych na zarazę, w czasie najazdów lub w innych przypadkach. Gdyby nie zapiski Karola Notza, to zapewne dziś trudno byłoby określić, z jakiego powodu stawiane były krzyże na odludziu poza wsiami. Możemy na pewno powiedzieć, że w Starym Bruśnie były dwa kamienne krzyże z czasów najazdów: „Zaraz we wsi są nad debrą dwa krzyże kamienne z napisami łacińskimi, z czasów napadów tatarskich. Była tam i figura, ale się zupełnie rozsypała.” Drugim ważnym źródłem jest opracowanie Maurycego Horna na temat skutków ekonomicznych najazdów tatarskich. Znajdziemy tam informację, że w Bruśnie na 104 budynki zniszczonych zostało 31, to dane na 1629 rok. Oczywiście najazdy były też później, szczególnie rok 1672 odbił się głośnym echem, bo Jan III Sobieski walczył z Tatarami i wyzwalał ludzi z jasyru.

     

    opracowanie GC